Jak skutecznie (i bezpiecznie) inwestować w towary [cz.2]

Po zeszłotygodniowym artykule Jak skutecznie (i bezpiecznie) inwestować w towary [cz. 1] wiecie już, że poza inwestycją w złoto, fizyczny zakup towaru (z ang. commodity), np. baryłki ropy naftowej czy zakup jednostek uczestnictwa funduszy inwestycyjnych (w tym funduszy ETF) przez inwestujących w commodities nie są najlepszymi sposobami inwestowania w towary. Zasugerowaliśmy też, że wśród dostępnych rozwiązań, które mogą być dobrym pomysłem jeżeli chodzi o uzyskanie ekspozycji na towary, warto przyjrzeć się instrumentom pochodnym. Dziś rozwiniemy ten temat. Przy czym na wstępie zaznaczymy, że inwestycja w instrumenty pochodne nie jest sposobem na lokowanie kapitału dla każdego. Niekoniecznie wynika to z tego, że są to ryzykowne instrumenty finansowe (a jako takie są przedstawiane), bo ich umiejętne stosowanie sprawia, że ryzyko to można znacząco ograniczyć.

Inwestycje w commodities cechują się dużym ryzykiem

Patrząc na to jak historycznie zmieniały się ceny towarów takich jak ropa naftowa czy miedź można pokusić się o stwierdzenie, że inwestycje w towary cechują się dużym ryzykiem. Dlatego też, nie będzie niczym odkrywczym, że z jednej strony nie jest to dobre rozwiązanie dla inwestorów, którzy nie lubią podejmować ryzyka w inwestycjach, a z kolei amatorzy podejmowania ryzyka nie powinni lokować wszystkich (czy nawet znaczącej części) środków w towary.

Wykres – Zmiana ceny ropy Brent (ciemna linia) oraz miedzi (pomarańczowa linia) w latach 2009-2019

Źródło: Refinitiv Eikon

Złożoność, a nie ryzyko głównym wyzwaniem

Z naszej perspektywy większym wyzwaniem niż duże ryzyko inwestycji dla statystycznego Kowalskiego chcącego zainwestować w commodities będzie skomplikowana konstrukcja instrumentów pochodnych, która w dużej mierze przejawia się w istnieniu tzw. dźwigni. Mechanizm dźwigni sprawia, że inwestując określoną kwotę pieniędzy w zakup lub sprzedaż instrumentu pochodnego, „kupujemy” lub „sprzedajemy” dużo większą ilość danego towaru niż wynikałoby z zainwestowanej kwoty. Przykładowo inwestując 1 000 zł. w instrument pochodny śledzący zachowanie danego towaru i posiadający dźwignię 10x w rzeczywistości kupujemy ekspozycję na dany towar o wartości 10 000 zł. (10 x 1 000 zł.). Na pierwszy rzut oka niewtajemniczonemu inwestorowi może się wydawać to super sprawą, bo z 1 000 zł. nagle „robi się” 10 000 zł. Problem polega na tym, że 10-procentowy spadek ceny danego towaru pozbawia go całości zainwestowanego kapitału (-10% * 10 000 zł = -1 000 zł.). Dlatego chcąc inwestować w commodities za pomocą instrumentów pochodnych z wbudowaną dźwignią, powinniśmy kierować się tym jaką ekspozycję na dany towar uzyskamy z uwzględnieniem dźwigni, a nie jaką kwotę środków pieniężnych inwestujemy.

„Dywidenda” z inwestycji w towary? Czemu nie!

Takie podejście ma jeszcze inną zaletę. Co do zasady towary są inwestycją, w której zarabiamy jedynie na zmianie ceny. W przeciwieństwie do akcji czy obligacji nie wypłacają one dywidendy (akcje) czy okresowych odsetek, tzw. kuponu (obligacje). Korzystając z mechanizmu dźwigni wbudowanego w instrument pochodny możemy „dorzucić” do zwrotu z inwestycji w dany towar dodatkowy zarobek w postaci „dywidendy” czy „kuponu”. Kontynuując przykład z inwestycją w commodities w wysokości 10 000 zł – chcąc zainwestować taką kwotę w dany towar za pomocą instrumentu pochodnego potrzebujemy na początek 1 000 zł. (dziesięciokrotna dźwignia zapewni nam inwestycję w wysokości 10 000 zł.). Pozostałe 9 000 zł. pozostawiamy na oprocentowanym depozycie i „dokładamy” do zwrotu z inwestycji w dany towar dodatkowe 1-1,5% (w obecnym warunkach rynkowych).

Na tym kończymy dzisiejszy artykuł. W przyszłym tygodniu trzecia, ostatnia część naszego edukacyjnego mini-cyklu o inwestycjach w towary. Będzie to, posługując się terminologią z czasów szkolnych, część z gwiazdką, wybitnie nadprogramowa z perspektywy statystycznego inwestora indywidualnego.

Jak skutecznie (i bezpiecznie) inwestować w towary [cz. 1]

Towary (z ang. commodities) stanowią subklasę aktywów zaliczaną do inwestycji alternatywnych. Z perspektywy inwestowania na rynku kapitałowym często można usłyszeć, że inwestycje alternatywne, w tym towary powinny stanowić element praktycznie każdego portfela inwestycyjnego ze względu na korzyści wynikające z dywersyfikacji. Wyjaśniając w jednym zdaniu – przez dywersyfikację rozumiemy zakup do naszego portfela inwestycyjnego składników o zróżnicowanym charakterze, przez co zmniejszamy ryzyko portfela. Ale nie o dywersyfikacji dzisiaj chcieliśmy napisać, a o tym jak skutecznie i tanio inwestować w commodities, przy czym skupimy się na najbardziej popularnych towarach typu złoto, miedź czy ropa naftowa.

Zapomnijmy o fizycznym zakupie danego towaru i aktywnie zarządzanych funduszach

Logicznym sposobem na wzbogacenie swojego portfela inwestycyjnego mógłby się wydawać fizyczny zakup danego towaru. O ile w przypadku złota można sobie wyobrazić sytuację, w której kupujemy fizycznie sztabkę złota, złote monety czy inną fizyczną formę kruszcu, to kupno towarów takich jak miedź, ropa czy towary rolne mogłoby już być dla statystycznego Kowalskiego kłopotliwe czy wręcz niebezpieczne w przypadku chęci przechowywania np. baryłki ropy naftowej.

Może w takim razie kupno jednostek uczestnictwa funduszu inwestycyjnego, który inwestuje w towar czy grupę towarów będących przedmiotem naszego zainteresowania? Odpowiadamy – nie jest to najlepszy pomysł. Fundusze dostępne dla inwestora indywidualnego na rodzimym rynku zazwyczaj inwestują w podmioty (akcje spółek), które zajmują się wydobyciem lub przetwarzaniem danego towaru czy nawet grupy towarów o różnorodnych charakterystykach. Taka inwestycja nie zapewni nam więc ekspozycji na konkretny towar, w który chcielibyśmy zainwestować. Spotkaliśmy się z kilkoma funduszami inwestycyjnymi na rodzimym rynku, które uzyskują ekspozycję na złoto za pomocą instrumentów pochodnych (czyli instrumentów finansowych, których zadaniem jest odwzorowanie zachowania ceny złota). Ze względu na wysokie koszty zarządzania (mierzone wskaźnikiem kosztów całkowitych – z ang. total expense ratio (TER), o którym szerzej pisaliśmy w artykule z 25 kwietnia tego roku Wskaźnik Kosztów Całkowitych, czyli rzeczywisty koszt inwestycji w fundusz inwestycyjny) w dłuższym terminie zachowanie tych funduszy odstaje jednak od zachowania ceny złota.

ETFy to dobry pomysł w przypadku chęci inwestycji w złoto

Może w takim razie lubiane przez nas fundusze ETF? W przypadku chęci inwestycji w złoto jest to całkiem dobry pomysł. W naszej karierze napotkaliśmy kilka tego typu produktów, które w dosyć wierny sposób odwzorowywały cenę tego szlachetnego kruszcu. Wynika to z tego, że  ETFy te, za środki powierzone przez inwestorów kupują złoto (sztaby złota). Zmiana ich ceny jest więc odzwierciedleniem zachowania ceny kruszcu pomniejszonej o TER (który w przypadku ETFów jest dużo niższy niż dla aktywnie zarządzanych funduszy). 

Wykres 1 – Zachowanie wybranych funduszy ETF zapewniających ekspozycję na złoto względem ceny złota (w %)

Źródło: Refinitiv Eikon

O ile wybrane ETFy to dobry pomysł w przypadku chęci inwestycji w złoto, to nie sprawdzają się one do końca w inwestowaniu w większość innych towarów. Wynika to w głównej mierze z tego, że dużo trudniejsze jest dla ETFa, tak jak w przypadku złota, fizyczne kupno i składowanie danego towaru (np. ropy naftowej). Dlatego też produkty te zazwyczaj inwestują w dany towar za pomocą instrumentów pochodnych. Nie jest przedmiotem tego artykułu szczegółowe wyjaśnienie jak taki proces inwestycyjny się odbywa, ale efekty są zazwyczaj dalekie od zadowalających.

Wykres 2 – Zachowanie wybranych funduszy ETF zapewniających ekspozycję na ropę naftową WTI względem ceny ropy naftowej WTI (w %)

Źródło: Refinitiv Eikon

Na „placu boju”, w poszukiwaniu ekspozycji na wybrane towary, pozostają więc już tylko instrumenty pochodne. O tym jak skutecznie i bezpiecznie wykorzystywać te instrumenty finansowe chcąc inwestować w towary, napiszemy za tydzień.

Rekomendacje firm inwestycyjnych

W dniach 17-18 września 2019 roku, w Warszawie przeprowadziliśmy szkolenie pt. „Rekomendacje firm inwestycyjnych”.

Przykładowe zagadnienia

  • Co jest rekomendacja inwestycyjną, a co nią nie jest
  • Rekomendacja inwestycyjna – regulacje na poziomie Unii Europejskiej / ogólne wymogi
  • Rekomendacja inwestycyjna w ramach usługi doradztwa inwestycyjnego – regulacje / kryteria / wymogi
  • Rekomendacja inwestycyjna o charakterze ogólnym – regulacje / kryteria / wymogi
  • Podmioty i osoby uprawnione do wydawania rekomendacji inwestycyjnych / wytyczne branżowe
  • Procedury wewnętrzne w firmach inwestycyjnych
  • Zarządzanie konfliktami interesów / Regulacje wewnętrzne służące do zarządzania konfliktem interesów
  • Pracownicy odpowiedzialni za zarządzanie konfliktem interesów w firmie inwestycyjnej
  • Ujawnianie konfliktu interesów
  • Nadzór wewnętrzny w firmach inwestycyjnych – inspektor nadzoru / pracownicy zarząd
  • Zasady dystrybucji oraz upubliczniania rekomendacji
  • Treść rekomendacji
  • Selekcja spółek będących przedmiotem rekomendacji
  • Pozyskiwanie danych do sporządzenia rekomendacji
  • Metody wyceny spółek
  • Wpływ rekomendacji na rynek
  • Rekomendacje inwestycyjne w ramach usługi doradztwa inwestycyjnego
  • Nadużycia związane z rekomendacjami
  • Część warsztatowa – stworzenie rekomendacji o charakterze ogólnym

Zarządzanie ryzykiem walutowym

Zarówno w codziennej działalności gospodarczej, jak i w procesie zarządzania nadwyżkami finansowymi spotykamy się z obecnością walut zagranicznych takich jak euro czy dolar. Odpowiednie podejście do posługiwania się walutą w biznesie jest często determinantą realizacji postawionych sobie celów.

Szkolenie ma przybliżyć praktyczne aspekty zarządzania ryzykiem walutowym w obrocie gospodarczym i w procesie zarządzania nadwyżkami finansowymi. 

Przykładowe zagadnienia

  • Co to jest ryzyko walutowe i dlaczego odpowiednie zarządzanie nim jest bardzo istotne w procesach ekonomicznych?
  • Instrumenty używane do zarządzania ryzykiem walutowym (perspektywa klienta indywidualnego, małej i średniej firmy oraz dużego przedsiębiorstwa).
  • Efektywne kosztowo strategie zarządzania ryzykiem walutowym (perspektywa klienta indywidualnego, małej i średniej firmy oraz dużego przedsiębiorstwa).

Instytucje zapewniające dostęp do instrumentów służących do zarządzania ryzykiem walutowym (perspektywa klienta indywidualnego, małej i średniej firmy oraz dużego przedsiębiorstwa).

Zarządzanie nadwyżkami finansowymi

Skuteczne zarządzanie osobistymi nadwyżkami finansowymi nie jest prostym zadaniem – kluczowe jest uzmysłowienie sobie, że nie ma „drogi na skróty” – zawsze obowiązują stworzone zasady inwestowania.

Szkolenie ma przybliżyć praktyczne aspekty skutecznego zarządzania nadwyżkami finansowymi poprzez dostosowanie oczekiwań do rzeczywistości przy jednoczesnej kontroli ryzyka inwestycji.

Przykładowe zagadnienia

  • Określenie jakim typem inwestora jesteśmy i jak przekłada się to na to czego powinniśmy oczekiwać z inwestycji?
  • Przełożenie profilu inwestora na kompozycję portfela inwestycyjnego.
  • Wybór konkretnych produktów inwestycyjnych do portfela.
  • Aktywne podejście do zarządzania nadwyżkami względem strategii kupuj i trzymaj

Czym jest recesja w gospodarce? [cz.2]

W naszym zeszłotygodniowym artykule Czym jest recesja w gospodarce? [cz. 1] przybliżyliśmy czytelnikom pojęcie recesji oraz zaryzykowaliśmy tezę, że za wywołanie recesji zazwyczaj odpowiada bank centralny. Dziś, zgodnie z zapowiedzią sprzed tygodnia, napiszemy jakie są skutki recesji, przy czym skupimy się głównie na konsekwencjach „kurczenia się” gospodarki dla przeciętnego Kowalskiego. 

Wszystko zaczyna się od sentymentu

W artykule z 2 lipca Czy usługi i konsumpcja podążą śladami produkcji? wspominaliśmy o sentymencie konsumentów w Stanach Zjednoczonych. Wykres 2 ze wspomnianego artykułu, który dla wygody naszych czytelników publikujemy ponownie poniżej, wyraźnie pokazuje, że każdej z  poprzednich recesji towarzyszyło załamanie się sentymentu konsumentów.

Wykres 1 – Wskaźnik sentymentu konsumentów (sytuacja bieżąca) (z ang. US consumer confidence: present situation) w Stanach Zjednoczonych

https://rocksolidinvestments.c.krzysztofsikorski.pl/wp-content/uploads/2019/07/wykres2.png

Źródło: JP Morgan Asset Management

Gorsze nastroje konsumentów znajdują z czasem odzwierciedlenie w faktycznej konsumpcji. W tym wypadku działa schemat, że skoro koszty kredytu są coraz wyższe i jego obsługa pochłania coraz większą część domowego budżetu, to pula środków na konsumpcję spada wpływając w pierwszej kolejności na pogorszenie nastrojów, a w następnej na faktyczną aktywność zakupową. Z kolei mniejszy popyt na towary i usługi sprawia, że producenci towarów czy dostawcy usług ograniczają ich podaż. Ograniczona podaż to z kolei mniejsze zapotrzebowanie na tzw. czynniki produkcji, z których jednym jest ludzka praca. Nierzadko skutkiem takiego obrotu sprawy jest ograniczanie zatrudnienia w celu redukcji kosztów (bo skoro mniej sprzedajemy to osiągamy mniejsze przychody, czego naturalną konsekwencją jest chęć czy wręcz konieczność ograniczenia kosztów). W ujęciu makroekonomicznym konsekwencją będzie więc wzrost bezrobocia, a więc osób chcących pracować, ale nie mogących znaleźć pracy. 

Wykres 2 – Stopa bezrobocia w Stanach Zjednoczonych (w %)

*obszary w kolorze szarym to okresy recesji w USA

Źródło: fred.stlouis.org

Chęć ograniczenia kosztów i „niepewność jutra” wpływa także negatywnie na inwestycje, bo przedsiębiorcy nie są skłonni ponosić jeszcze dodatkowych wydatków kapitałowych. 

Państwo przychodzi „z odsieczą”

Z odsieczą przychodzi nie kto inny jak… bank centralny, który chcąc rozruszać spowalniającą gospodarkę zaczyna obniżać koszt pieniądza. W sukurs często przychodzi też Państwo z tzw. stymulacją fiskalną, czyli programami obniżki podatków czy wzrostu wydatków w postaci inwestycji publicznych (np. budowa dróg). Częściowo w rolę sektora prywatnego wciela się więc Państwo. Z czasem, widząc „światełko w tunelu” poprawia się sentyment zarówno po stronie przedsiębiorców, nieco później po stronie konsumentów. Gospodarka wchodzi w fazę ożywienia (o fazach cyklu koniunkturalnego w kontekście inwestowania pisaliśmy 14 września Inwestowanie, a fazy cyklu koniunkturalnego) i cała „zabawa” zaczyna się od nowa.

Czym jest recesja w gospodarce? [cz.1]

Po kilkumiesięcznej przerwie, postanowiliśmy wrócić z artykułem o tematyce edukacyjnej. Dziś rozpoczynamy dwuczęściowy mini-cykl wyjaśniający czym jest recesja. W mediach masowych pojawia się ostatnio wiele informacji o zagrożeniu recesją w globalnej gospodarce. Miałyby do tego doprowadzić wydarzenia takie jak Brexit „bez umowy”, amerykańsko-chiński konflikt handlowy czy nawet protesty mieszkańców Hongkongu. Dobitnym dowodem na to miało być z kolei zjawisko odwrócenia amerykańskiej krzywej dochodowości obligacji skarbowych, które poprzedzało każdą recesję. Oczywiście wszystkie te wydarzenia mają jedną cechę wspólną – są bardzo „nośne” medialnie, szczególnie trzy pierwsze „powody”. Czy jednak rzeczywiście spowodują recesję? My nie podejmujemy się oceny ich wiarygodności, a swój pogląd na temat recesji czy kolejnego kryzysu wyraziliśmy w ostatnim czasie dwukrotnie (artykuły z 13 sierpnia Globalna recesja na horyzoncie? Jaka recesja! i 3 września Czy grozi nam powtórka kryzysu sprzed 11 lat?)

Jak definiujemy recesję?

Dokładną definicję recesji podaliśmy we wspomnianym artykule z 13 sierpnia. Przypominamy – z recesją mamy do czynienia kiedy gospodarka kurczy się dwa kwartały z rzędu (profesjonalnie nazywamy takie zjawisko wystąpieniem ujemnej dynamiki wzrostu gospodarczego kwartał po kwartale). Definicję tą zaproponował w 1974 roku amerykański ekonomista Julius Shiskin i jest to najbardziej popularna obecnie definicja zjawiska recesji.

Recesja na poziomie poszczególnych krajów czy regionów występuje częściej

Globalna recesja, którą „straszą” media masowe, jest bardzo rzadkim zjawiskiem, ale już na poziomie poszczególnych krajów czy regionów występuje nieco częściej. Być może właśnie doświadczają jej nasi zachodni sąsiedzi. Po tym jak w drugim kwartale tego roku niemiecka gospodarka skurczyła się o 0,1%, pojawiają się też prognozy, że w Q3 Niemcy odnotują ujemną dynamikę wzrostu gospodarczego, znajdując się, zgodnie z definicją Shiskina, w recesji. Jej skala będzie jednak nieporównywalnie mniejsza do ostatniej globalnego załamania gospodarczego, z którym mieliśmy do czynienia w roku 2009. Światowe PKB skurczyło się wtedy o ponad 2%.

Wykres 1 – Dynamika globalnego wzrostu gospodarczego w ujęciu realnym (2005-2024P)

Źródło: Refinitiv Eikon

Co powoduje wystąpienie recesji w gospodarce?

Pojęcie „ujemna dynamika wzrostu gospodarczego przez dwa kolejne kwartały” brzmi mądrze, ale dla statystycznego Kowalskiego niewiele znaczy. Jakie są więc przyczyny i skutki recesji, co to oznacza, że gospodarka „się kurczy”, przybliżymy naszym czytelnikom w naszym dwuczęściowym cyklu.

W dzisiejszym wpisie zajmiemy się genezą zjawiska. Patrząc historycznie ( za przykład posłuży nam gospodarka amerykańska) można zaryzykować tezę, że za wywołanie recesji odpowiada… bank centralny, który decyduje o koszcie pieniądza, ustalając poziom tzw. referencyjnej stopy procentowej (która stanowi podstawę do ustalania przez banki poziomów oprocentowania kredytów i depozytów).

Wykres 2 – Wysokość referencyjnej stopy procentowej w Stanach Zjednoczonych w latach 1985 – 2019 (szare obszary to okresy recesji)

Źródło: macrotrends.net

Jak widać na powyższym wykresie, krótko (1-2 lata) przed początkiem recesji, amerykański bank centralny, a konkretnie Federalny Komitet ds. Otwartego Rynku (z ang. Federal Open Market Committee – FOMC), kończył cykl podnoszenia stóp procentowych. W tym miejscu niejednemu naszemu czytelnikowi nasuwa się pytanie – czemu operacja podwyżek stóp przez FOMC tak negatywnie wpływa na gospodarkę?

Samo podwyższanie kosztów pieniądza nie dzieje się bez przyczyny. Zazwyczaj takie operacje rozpoczyna się w okresach kiedy gospodarka rozwija się bardzo szybko i bank centralny chcąc zapobiec jej przegrzaniu (zbytniemu wzrostowi cen, mierzonych dynamiką inflacji) podwyższa koszt pieniądza. Koszt kredytu staje się wyższy, konsumenci mniej konsumują, przedsiębiorcy mniej produkują, co pozytywnie wpływa na poziom cen (bo niższy popyt na finalne produkty i usługi to mniejsza presja na wzrost ich cen, a z kolei niższy popyt na finalne dobra wpływa na ograniczenie produkcji tych dóbr i usług przez producentów, a w konsekwencji na mniejsze zapotrzebowanie na tzw. czynniki produkcji, czyli wszystkie zasoby wykorzystywane w procesie produkcyjnym także zmniejszając presję na wzrost ich ceny).

Problemem bankierów centralnych zazwyczaj jednak jest to, że rozpoczynają operacje podwyżek zbyt późno lub nadmiernie zwiększają koszt pieniądza (przy czym drugi problem często jest konsekwencją pierwszego). W tym miejscu zakończymy dzisiejszy artykuł – za tydzień napiszemy jakie są skutki takich, a nie innych decyzji bankierów centralnych.

Ujemne rentowności obligacji skarbowych, a rynek akcji

Dynamiczny spadek rentowności (z ang. yield to maturity – YTM) obligacji skarbowych, którego świadkiem byliśmy w tym roku sprawił, że obecnie wartościowo około 30% wyemitowanych obligacji na świecie cechuje się ujemną rentownością.

Wykres 1 – Udział obligacji cechujących się ujemną rentownością w podziale na kraje / regiony

Źródło: Goldman Sachs

Japonia i strefa euro wiodą prym wśród emitentów z negatywną rentownością

Tak dynamiczny wzrost udziału obligacji z ujemnymi rentownościami zawdzięczamy w ostatnich kilkunastu miesiącach strefie euro, która dołączyła do negatywnie „yield’ującego rodzynka” jakim od 2016 roku jest Japonia. Zachowanie europejskiego długu skarbowego, bo to jemu głównie zawdzięczamy tak dynamiczny wzrost emisji z ujemnym YTM sprawiło, że różnica w zyskowności pomiędzy europejskimi obligacjami skarbowymi, a akcjami osiągnęła poziomy najwyższe w historii i wynosi obecnie blisko 9% (wartość tzw. premii za ryzyko inwestowania w akcje – z ang. equity risk premium – ERP).

Ujemne rentowności na rynku obligacji nie mają wpływu na zainteresowanie rynkiem akcji

O tym czy wycena jest dobrym narzędziem prognostycznym pisaliśmy blisko rok temu (Kupuj, bo jest tanio – czy wycena to dobre narzędzie prognostyczne?), przy czym w przytoczonym artykule skupiliśmy się na zachowaniu rynków akcji w ujęciu absolutnym, biorąc pod uwagę miary wyceny charakterystyczne tylko dla tej klasy aktywów (takie jak wskaźnik cena-zysk). W dzisiejszym wpisie łączymy walory rynkowe z wątkiem edukacyjnym i sprawdzamy czy amatorzy teorii, że lada moment inwestorzy zaczną przenosić środki z rynku obligacji na rynek akcji, ponieważ ten drugi cechuje się dużo wyższą zyskownością (wspomniany w poprzednim akapicie poziom 9% jest najwyższy przynajmniej od 1990 roku), mają rację. Już na wstępie musimy ich nieco zmartwić. O ile inwestowanie w akcje, bazując na wartości wskaźnika cena-zysk, miało jakikolwiek sens w dłuższym okresie (wysoka wartość prognostyczna w horyzoncie 10-letnim), to podejmowanie decyzji o inwestycji w akcje względem obligacji bazując na ich relatywnej atrakcyjności (mierzonej właśnie przez ERP) jest takiego sensu kompletnie pozbawione.

Wykres 2 – Wartość prognostyczna wskaźnika ERP dla relatywnej inwestycji w akcje amerykańskie (indeks S&P500) względem 10-letnich amerykańskich obligacji skarbowych

Źródło: Merrill Lynch

Jak widać na powyższym wykresie nawet w długim, ponad 10-letnim okresie, wartość prognostyczna wskaźnika premii za ryzyko inwestowania w akcje nie przekracza nawet 40%. Krótko mówiąc – podjęcie decyzji inwestycyjnej na podstawie rzutu monetą (np. na zasadzie wypadnie orzeł – inwestuje w akcje, wypadnie reszka – inwestuje w obligacje) jest lepszym pomysłem niż sugerowanie się wartością ERP, bo cechuje się to 50-procentowym prawdopodobieństwem sukcesu.

Mała wartość prognostyczna ERP nie przekreśla atrakcyjności instrumentów udziałowych

Oczywiście powyższe wnioski nie negują tezy, że akcje mogą obecnie rosnąć (podobnie jak tezy, że mogą spadać). W przypadku Europy, relatywne zainteresowanie instrumentami udziałowymi widać chociażby po inwestycjach funduszy alternatywnych, których zarządzający od 2018 roku kupują europejskie akcje do portfeli (podczas gdy zarządzający funduszami akcyjnymi je sprzedają).

Wykres 3 – Zakupy akcji przez europejskie fundusze akcyjne (Equity funds) i fundusze alternatywne (non-traditional Equity funds) (w mld euro)

Źródło: Goldman Sachs

My jednak, aby nie być posądzonym o nieuprawnione wydawanie rekomendacji inwestycyjnych, nie podejmiemy się w tym artykule prognozowania tego czy akcje europejskie mogą w najbliższym okresie rosnąć czy nie. Ostateczne wnioski nasi czytelnicy powinni wysnuć samodzielnie. Uczulamy jedynie aby, pomimo relatywnie wyższej wartości prognostycznej, nie podejmować swoich decyzji o inwestycji w akcje względem obligacji na podstawie rzutu monetą.

Niniejszy materiał odzwierciedla opinie i wiedzę jego autorów na dzień jego sporządzenia oraz został wydany jedynie w celach informacyjnych i nie jest ofertą ani zachętą do dokonywania transakcji kupna lub sprzedaży papierów wartościowych lub innych instrumentów finansowych. Komentarz nie stanowi rekomendacji inwestycyjnej, analizy inwestycyjnej, analizy finansowej ani innej rekomendacji o charakterze ogólnym dotyczącej transakcji w zakresie instrumentów finansowych, o których mowa w ustawie z dnia 29 lipca 2005 r. o obrocie instrumentami finansowymi.

Czy grozi nam powtórka kryzysu sprzed 11 lat?

Na pytanie zawarte w tytule, odpowiedzi poniekąd udzieliliśmy w artykule z 13 sierpnia Globalna recesja na horyzoncie? Jaka recesja! przy czym warto podkreślić, że wystąpienie globalnej recesji niekoniecznie musi oznaczać, że inwestorzy musieliby się zmierzyć z kryzysem rynkowym porównywalnym z tym, z którym mieliśmy do czynienia w latach 2008-2009.

Dzisiaj chcielibyśmy się skupić na dosyć ciekawym zjawisku, które można było zaobserwować na rynkach finansowych w sierpniu i które to zjawisko może sugerować, że porównywalny kryzys „czai się już za rogiem”.

Sentyment z perspektywy inwestora indywidualnego

W relacjonowaniu rzeczywistości nawiązujemy często do wskaźników sentymentu rynkowego, które  naszym zdaniem, najlepiej prognozują potencjalne zachowanie się rynków finansowych w terminie krótszym niż 1 rok (o czym pisaliśmy 18 października 2018 roku w artykule Sentyment prawdę Ci powie, czyli jak inwestować w krótkim terminie). Z perspektywy inwestorów profesjonalnych, za których się uważamy, dostęp do tego typu narzędzi prognostycznych jest dosyć łatwy. Gorzej sytuacja wygląda dla statystycznego Kowalskiego, dla którego możliwość śledzenia wskazań sentymentu rynkowego jest utrudniona, a w wielu przypadkach niemożliwa. Przychodząc Kowalskiemu z pomocą podpowiadamy, że nieco upraszczając rzeczywistość, odzwierciedleniem sentymentu rynkowego są także przepływy kapitału pomiędzy funduszami inwestującymi w różne klasy aktywów, a w szczególności funduszami akcyjnymi (z założenia ryzykownymi) i obligacyjnymi (z założenia bezpiecznymi). Dane odnośnie przepływów pomiędzy funduszami są bowiem powszechnie dostępne.

Obligacje „oczkiem w głowie” inwestorów w sierpniu

W tym miejscu przejdziemy do meritum naszego dzisiejszego artykułu, a więc sierpniowych przepływów miedzy funduszami akcyjnymi i obligacyjnymi. Silny spadek rentowności obligacji, który wpłynął pozytywnie na stopy zwrotu funduszy obligacyjnych w sierpniu, połączony z dosyć silną przeceną na rynku akcji, znalazł odzwierciedlenie w tym jak kształtowały się przepływy kapitału pomiędzy funduszami akcyjnymi i obligacyjnymi.

Wykres – Różnica pomiędzy napływami do funduszy akcyjnych i obligacyjnych (rzeczywista – niebieska linia i wygładzona – czarna linia)*

*dane dla funduszy aktywnie zarządzanych zarejestrowanych w Stanach Zjednoczonych oraz funduszy ETF zarejestrowanych na całym świecie

Źródło: JP Morgan

Jak widać na powyższym wykresie różnica pomiędzy napływami środków do funduszy akcyjnych i obligacyjnych na korzyść tych drugich osiągnęła w sierpniu tego roku wartości niewidziane od lat 2008 i 2009. Po „wygładzeniu” danych różnica na korzyść funduszy obligacyjnych jest z kolei najwyższa przynajmniej od roku 2007.

Wyjaśniając w sposób zrozumiały w jednym zdaniu – inwestorzy uciekają od akcji w kierunku obligacji z „prędkością” porównywalną do tej w okresie Wielkiego Kryzysu Finansowego z lat 2008-2009.

My porównywalnego kryzysu na horyzoncie na razie nie widzimy. Ostateczną interpretację tego zjawiska pozostawiamy jednak naszym czytelnikom.

Niniejszy materiał odzwierciedla opinie i wiedzę jego autorów na dzień jego sporządzenia oraz został wydany jedynie w celach informacyjnych i nie jest ofertą ani zachętą do dokonywania transakcji kupna lub sprzedaży papierów wartościowych lub innych instrumentów finansowych. Komentarz nie stanowi rekomendacji inwestycyjnej, analizy inwestycyjnej, analizy finansowej ani innej rekomendacji o charakterze ogólnym dotyczącej transakcji w zakresie instrumentów finansowych, o których mowa w ustawie z dnia 29 lipca 2005 r. o obrocie instrumentami finansowymi.

Nie taki Donald dla rynków straszny jak go malują?

Rynki finansowe zareagowały z dosyć dużą dozą nerwowości na kolejny epizod amerykańsko-chińskiego konfliktu handlowego jakim była informacja o nałożeniu przez Chiny ceł odwetowych na import amerykańskich towarów o wartości 75 miliardów dolarów. Rynek akcji za Oceanem przecenił się 23 sierpnia o 2,6% (indeks S&P500). Działania te spotkały się z licznymi komentarzami ekspertów z branży finansowej, że to jeszcze nie koniec i konflikt handlowy na linii USA – Chiny będzie dalej eskalował zwiększając ryzyko wystąpienia globalnej recesji. Nasz pogląd na temat tego ryzyka wyraziliśmy w artykule z 13 sierpnia Globalna recesja na horyzoncie? Jaka recesja! wysnuwając tezę, że straszenia globalną recesją w mediach nie należy brać na serio, chociaż rzeczywiście globalna gospodarka będzie rozwijała się wolniej niż chociażby w 2018 roku. Piątkowe wydarzenia (nawet zapowiedziany przez prezydenta USA „odwet na odwet” w postaci dalszego zwiększenia stawek celnych na chiński import) nie zmieniają zbytnio naszego nastawienia.

Nie wiemy czy handlowy konflikt amerykańsko – chiński będzie eskalował

Co prawda dalsza eskalacja konfliktu, jak przewidują to niektórzy specjaliści, może zmienić nasze nastawienie, ale dzisiaj po prostu tego nie wiemy i nie próbujemy przewidywać czy ów konflikt będzie dalej eskalował czy nie. Wpisuje się to zresztą w nasze podejście do inwestowania, polegające na unikaniu prognozowania wydarzeń politycznych, które zazwyczaj tak szybko jak się pojawiają, tak szybko znikają, a ich rzeczywisty wpływ na gospodarkę i zachowanie rynków finansowych można rozpatrywać w kategoriach nieznaczącego szumu informacyjnego. Intuicyjnie uważamy, że trudno zakładać, że prezydent największej światowej gospodarki, na rok przed reelekcją, świadomie wpędziłby tą gospodarkę w recesję, ale będąc konsekwentnymi zostawiamy te dywagacje ekspertom, którzy znają się na tego typu prognozach lepiej od nas (lub im się tak przynajmniej wydaje).

Czy w tym handlowym szaleństwie jest metoda?

Przechodząc jednak do meritum naszego dzisiejszego wpisu, chcielibyśmy się podzielić z naszymi czytelnikami pewnym odtwórczym spostrzeżeniem, które zaobserwowali nasi koledzy z największego szwajcarskiego banku inwestycyjnego. Jednocześnie uczulamy aby do tych spostrzeżeń podchodzić z lekkim „przymrużeniem oka”, ponieważ trudno przypuszczać żeby prezydent Donald Trump opierał swoją politykę handlową na obserwacji amerykańskiego rynku akcji. Co prawda podczas pierwszej sierpniowej wyprzedaży, kiedy indeks S&P500 w ciągu dwóch tygodni przecenił się 4%, ogłoszono opóźnienie wprowadzenia niektórych ceł do 15 grudnia, ale równie dobrze mógł to być zbieg okoliczności. Dodatkowo liczba obserwacji w poniższej analizie jest stosunkowo niewielka, co może poddawać w wątpliwość wiarygodność wysuniętych na jej podstawie wniosków.  

Wykres – Amerykańskie i chińskie deklaracje i implementacje celne (w mld USD) oraz  poziomy indeksu S&P500

Źródło: UBS

Przejdźmy jednak do wniosków, jakie wysnuli koledzy ze Szwajcarii (także, podobnie jak my, podeszli do nich z dużą dozą rezerwy). Jak widać na wykresie, ostatecznie wartość importu, który faktycznie został oclony była per saldo niższa od pierwotnie zadeklarowanej. Dodatkowo zawsze w momencie implementacji zadeklarowanych ceł indeks S&P500 znajdował się wyżej niż w momencie ich deklaracji (np. pierwsza deklaracja o wprowadzeniu ceł w 2018 roku to indeks S&P500 na poziomie 2641 punktów, podczas gdy w momencie ich faktycznego wprowadzenia indeks znajdował się na poziomie 2718 punktów). Dodatkowo każda nowa deklaracja amerykańskiego prezydenta o wprowadzeniu miała miejsca w momencie kiedy indeks S&P500 znajdował się wyżej niż w momencie poprzedniej deklaracji.

Wszystkie te wydarzenia mogą (ale nie muszą) pokazywać, że amerykański Prezydent może brać pod uwagę sentyment amerykańskich inwestorów czy konsumentów w kształtowaniu swojej polityki gospodarczej. Może to wydawać się o tyle logiczne, że są to przecież jego potencjalni wyborcy. Nam to z kolei pokazuje, że w tym „szaleństwie może być jednak metoda” i wyciąganie jednoznacznych wniosków z działań amerykańskiej administracji może być mylące. Ostateczną ocenę pozostawiamy jednak naszym czytelnikom, którzy powinni z przekazanych przez nas informacji wyciągnąć własne wnioski przed podejmowaniem jakichkolwiek decyzji (także inwestycyjnych).

Niniejszy materiał odzwierciedla opinie i wiedzę jego autorów na dzień jego sporządzenia oraz został wydany jedynie w celach informacyjnych i nie jest ofertą ani zachętą do dokonywania transakcji kupna lub sprzedaży papierów wartościowych lub innych instrumentów finansowych. Komentarz nie stanowi rekomendacji inwestycyjnej, analizy inwestycyjnej, analizy finansowej ani innej rekomendacji o charakterze ogólnym dotyczącej transakcji w zakresie instrumentów finansowych, o których mowa w ustawie z dnia 29 lipca 2005 r. o obrocie instrumentami finansowymi.