W artykule Strategia inwestycyjna czyli przełożenie teorii na praktykę opisaliśmy proces tworzenia strategii inwestycyjnej dla fikcyjnej Pani Kowalskiej, która posiada konserwatywny profil inwestycyjny i korzysta z fikcyjnej usługi doradztwa inwestycyjnego.

Zgodnie z zapowiedzią dzisiaj kontynuujemy ten wątek – tym razem trafia się nam jednak prawdziwa „perełka” i obiekt pożądania praktycznie każdego sprzedawcy usług finansowych – fikcyjny Pan Kowalski, który jako jeden z nielicznych rodzimych inwestorów detalicznych, charakteryzuje się agresywnym profilem inwestycyjnym.

Mniej wtajemniczonym wyjaśniamy, że słowo „agresywny” nie ma nic wspólnego z agresją fizyczną, a Pan Kowalski to prywatnie bardzo spokojny człowiek. Agresywny profil inwestycyjny oznacza, że Pan Kowalski oczekuje stopy zwrotu z inwestycji na poziomie zdecydowanie wyższym niż Pani Kowalska (przypominamy, że nasza zeszłotygodniowa inwestorka zadowoliła się w ostateczności stopą zwrotu w wysokości 2,5% w skali roku), ale jednocześnie jest świadomy, że droga do jej osiągnięcia będzie długa i wyboista. Przy czym nasz bohater jest agresywnym inwestorem „z krwi i kości”, co oznacza, że przy pierwszej kilkuprocentowej przecenie zachowuje zimną krew i nie żąda przeklasyfikowania go na inwestora konserwatywnego.

Jednocześnie dla zachowania prostoty naszego poradnika informujemy, że Pan Kowalski i Pani Kowalska nie są w żaden sposób spokrewnieni, a zbieżność nazwisk jest zupełnie przypadkowa.

Na samym wstępie poinformowaliśmy naszego inwestora, że przy takim profilu inwestycyjnym powinien spodziewać się w obecnych warunkach rynkowych stopy zwrotu na poziomie 8% w skali roku. Ku naszemu zdziwieniu, w przeciwieństwie do naszej zeszłotygodniowej bohaterki, przyjął to ze zrozumieniem. Nasze szczęście, było jednak jego nieszczęściem. Jak sam powiedział: Teraz już wiem, że taki oczekiwany zwrot charakteryzuje się dużym ryzykiem. Szkoda, że nie znałem Państwa dwa lata temu, kiedy doradca finansowy namówił mnie na kupno funduszu o nazwie „rumuńskie diamenty”, który miał niezależnie od koniunktury rynkowej zarabiać 10% rocznie. Po dwóch latach zamiast 20-procentowego zysku, mam 40-procentową stratę.

No cóż, pomyśleliśmy, dobrze chociaż, że Pan Kowalski wyciągnął z tej lekcji prawidłowe wnioski, bo każdy popełnia błędy i są one nierozłącznym elementem inwestowania. Dodatkowo poinformowaliśmy naszego inwestora, że sugerowany horyzont inwestycyjny dla tego typu agresywnego podejścia powinien wynosić 8 lat. W ciągu tego okresu w skrajnych przypadkach też może przejściowo być na sporym minusie (w ekstremalnym wypadku także nawet 40-procentowym), ale jeżeli nam zaufa i nie wycofa przez 8 lat środków, to jest wielce prawdopodobne, że zarobi owe 8%, w skali roku.

Wyedukowawszy naszego inwestora, zabraliśmy się do ustalania strategii inwestycyjnej, która w ciągu 8 lat miała zarobić dla niego średniorocznie 8% (czyli Pan Kowalski miał w ciągu 8 lat zarobić 64%). Zwróciliśmy mu uwagę, że owe pożądane 8% to zwrot średnioroczny, co oznacza, że w jednym roku może to być np. zwrot na poziomie +24%, a w kolejnym -8%, co średniorocznie da nam 8% [(24%-8%/2)] i że przy tak agresywnym profilu inwestycyjnym jest to coś naturalnego. Jest bowiem rzeczą praktycznie niemożliwą żeby generować stopę zwrotu przekraczającą blisko pięciokrotnie stopę wolną od ryzyka (umownie przyjmijmy, że to 3-miesięczny WIBOR, którego obecna wartość to 1,7%) rok w rok przez okres 8 lat.

Agresywny profil inwestycyjny Pana Kowalskiego zdeterminował ułożenie strategii inwestycyjnej o dominującym udziale instrumentów uważanych za ryzykowne, ale podobnie jak u Pani Kowalskiej w większości cechujących się dużą płynnością (możliwością spieniężenia w dowolnej chwili), których udział w portfelu mógł wynosić do 75% wartości zainwestowanych przez naszego bohatera środków. Do 30% inwestycji mogły stanowić instrumenty alternatywne, a do 32,5% instrumenty dłużne (także z przewagą tych o dużej płynności). Ze względu na długi horyzont inwestycyjny płynność rekomendowanych instrumentów finansowych nie odgrywała aż tak istotnej roli jak w portfelu Pani Kowalskiej, ale mając na uwadze przykre doświadczenia Pana Kowalskiego z inwestycją w rumuńskie diamenty oraz będąc ludźmi o zdroworozsądkowym podejściu do inwestowania, zdecydowaliśmy, że udział instrumentów o ograniczonej płynności nie powinien przekraczać 25% wartości portfela (przy czym możliwość spieniężenia żadnego z nich nie powinna być dłuższa niż 8 lat).

Wiedząc, że inwestorów indywidualnych co do zasady nie interesują żadne stopy odniesienia (tzw. benchmarki), strategia przybrała nazwę target return. Zaproponowany mix produktów miał cechować się dużym ryzykiem inwestycyjnym (ale też wysokim potencjałem stopy zwrotu). W okresach rocznych niezrealizowana strata (profesjonalnie zwana obsunięciem kapitału – z ang. drawdown) mogła wynosić nawet 15%, a maksymalne obsunięcie kapitału (z ang. maximum drawdown) nawet 40%.
Co istotne w 8-letnim horyzoncie, ryzyko poniesienia straty miało jednak być – i tutaj , uwaga – bliskie 0% (przy podobnym założeniu jak w przypadku Pani Kowalskiej, a więc, że żaden emitent „nie zrobi nas w konia” delikatnie rzecz ujmując).

Kluczowe w inwestowaniu, drogi czytelniku, jest bowiem trzymanie się prostej zależności: zysk – ryzyko – horyzont inwestycyjny. Przy odpowiednim doborze strategii inwestycyjnej uwzględniającej te trzy parametry, nawet 40-procentowa strata jest do odrobienia, co doskonale widać na poniższym wykresie.

[center]
Wykres – Przełożenie zaproponowanej fikcyjnej strategii dla Pana Kowalskiego na długoterminową stopę zwrotu z jego inwestycji
[/center]

alt text

[center]

Źródło: Bloomberg, obliczenia własne
[/center]