Pozory mylą czyli o wyższości braku „sztampy” w inwestowaniu

Ostatnie dwa tygodnie na globalnym rynku akcji nie rozpieszczały inwestorów. „Skazane na sukces” tematy inwestycyjne będące beneficjentami cyfrowej transformacji znalazły się w odwrocie. Dosyć powiedzieć, że indeks Nasdaq100, w którym owych cyfrowych perełekjest bez liku, w okresie od 3-11 września br. stracił na wartości blisko 11%.

O tym jak zdroworozsądkowe podejście w inwestowaniu pomaga w uniknięciu takich sytuacji, pisaliśmy 9 września br. w artykule Dlaczego spadło chociaż miało rosnąć?

Modne nie zawsze znaczy opłacalne

Rodzimym inwestorom tego zdrowego rozsądku najwyraźniej zabrakło, bo jedyną grupą spośród funduszy akcyjnych do jakiej klienci wpłacali w sierpniu br. środki na rodzimym rynku były fundusze akcyjne z modnej obecnie grupy „technologii i innowacji”.

Nie o tym chcemy jednak dziś napisać, ale o tym, jak z pozoru inwestycja, którą powinno omijać się szerokim łukiem, potrafiła we wspomnianym okresie dostarczyć całkiem przyzwoitej, na tle „technologii i innowacji”, stopy zwrotu.

W tym miejscu chcemy podkreślić, że nie jest naszym celem rekomendowanie takich lub innych inwestycji (chociażby dlatego, że odnosimy się do przeszłości), a uświadomienie naszym czytelnikom, że dywersyfikacja portfela, posiadanie własnego zdania i nie uleganie tzw. owczemu pędowi w inwestycjach często popłacają.

Warte uwagi były akcje brytyjskie z indeksu FTSE100

Ową klasą aktywów są, mało popularne na polskim rynku i w zasadzie dla inwestora funduszowego niedostępne, akcje brytyjskie (z ang. UK equities) skupione w indeksie FTSE100. Bazując na informacjach pojawiających się w mediach skierowanie swojej uwagi na ten rynek w ostatnich tygodniach mogłoby być przez statystycznego Kowalskiego postrzegane jako prosty przepis na utratę pieniędzy.

Pandemia koronawirusa na wyspach brytyjskichod początku września odnotowuje znowu trend rosnący  oraz ponownie wzrosło ryzyko tzw. twardego Brexitu. Jeżeli do tego dorzucimy informację, że wśród największych 10 spółek z indeksu FTSE100 próżno szukać przedstawicieli z grupy „technologii i innowacji” (mamy tam za to silną reprezentację sektora ochrony zdrowia, konsumenckiego niecyklicznego czy energetycznego, uzupełnionego o jednego przedstawiciela sektora finansowego), to w zasadzie wniosek może być tylko jeden – na tym rynku nie ma czego szukać.

A tymczasem inwestycja w indeks FTSE100 w okresie, w którym Nasdaq100 stracił wspomniane 10.7% przyniosła… zysk w wysokości 1,7%.

Wykres 1 – Zachowanie indeksu FTSE100 na tle indeksu Nasdaq100 (2 września – 11 września 2020)

Źródło: RefinitivEikon

Krytycy podniosą zapewne argument, że od początku roku Nasdaq100, nawet z uwzględnieniem owej blisko 11-procentowej przeceny zarobił blisko 27%, podczas gdy FTSE100 stracił ponad 18% i trudno obok takiego argumentu przejść obojętnie.

Ważne są dywersyfikacja i zdrowy rozsądek

Tak jak żadnych zachowań inwestycyjnych w tym artykule nie zamierzamy rekomendować, tak nie jest również naszym celem udowadnianie wyższości inwestycji w Wielkiej Brytanii nad inwestycją w amerykańskie spółki technologiczne ogółem. Chcemy natomiast pokazać, że:

  • bazowanie na medialnym przekazie i owczym pędzie nie zawsze jest najlepszym sposobem na podejmowanie decyzji inwestycyjnych,
  • warto poszukiwać różnych rozwiązań inwestycyjnych do swojego portfela i korzystać z dobrodziejstw wynikających z dywersyfikacji,
  • aktywna alokacja geograficzna czy sektorowa w umiarkowanym zakresie ma sens (bo o tym, że podejście „od sasa do lasa” się nie sprawdza już pisaliśmy w artykule z 30 lipca br. Czy podejście od sasa do lasa w zarządzaniu inwestycjami ma sens?).

Oczywiście kluczem do podjęcia takiej a nie innej decyzji inwestycyjnej (w tym wypadku inwestycji na brytyjskim rynku akcji) jest znajomość zmiennych, które determinują zachowanie tego rynku jako całości. Pół żartem, pół serio, odwołując się do artykułu z 9 września br., można powiedzieć, że jeżeli indeks wzrósł blisko 40% (przed przeceną) w ciągu 8 miesięcy, a inny indeks stracił na wartości 15%, to dosyć logicznym wydaje się sprzedaż 40-procentowego zysku i kupno indeksu przecenionego o 15%, a nie odwrotnie.

W inwestycjach nic nie dzieje się bez przyczyny

W inwestycjach nic jednak nie dzieje się bez przyczyny, bo o ile realizacja przynajmniej części
40-procentowego zysku osiągniętego w 8 miesięcy to klasyczny „no brainer”, to kupno czegoś co przeceniło się o 15% już takowym nie jest. Nie można przecież wykluczyć, że przeceni się o kolejne 15% przy kontynuacji niesprzyjających okoliczności. W przypadku UK equities paradoks polega jednak na tym, że okoliczności, które statystycznemu Kowalskiemu mogą wydawać się niekorzystne, takimi nie są.

Ponowne zamieszanie z Brexitem negatywnie wpłynęło na zachowanie funta szterlinga (GBP), którego kurs od początku września zaczął się osłabiać (po ponad 5-miesięcznym okresie wzrostu wartości). Duże brytyjskie spółki skupione w indeksie FTSE100 ponad trzy-czwarte swoich przychodów czerpią poza granicami Wielkiej Brytanii – osłabienie GBP wpływa więc pozytywnie na zyski przypisane do owych trzech-czwartych przychodów (o wpływie kursu walutowego na zagraniczne zyski spółek możesz drogi czytelniku przeczytać na przykładzie Stanów Zjednoczonych w artykule z 3 września br. Inwestowanie na rynkach rozwiniętych, a kurs walutowy).

Inwestując na rynku akcji kupujemy z kolei przyszłe zyski spółek, tak więc osłabienie GBP jest dosyć silnym argumentem za kupnem UK equities (zwłaszcza mając na uwadze owe -15% w tym roku).

Wykres 2 – Zachowanie indeksu FTSE100 na tle kursu walutowego GBP/USD (2016-2020)

Źródło: RefinitivEikon, opracowanie własne

Przeciwnicy tej dosyć prostej logiki ponownie podniosą argument, że twardy Brexit utrudni sprzedaż brytyjskim spółkom na terytorium Unii Europejskiej (UE). Niestety będzie to argument chybiony – tylko 16% przychodów spółki skupione w indeksie FTSE100 generują na terenie Unii Europejskiej, a dodatkowo większość z nich prowadzi operacje za pomocą lokalnych podmiotów mających siedziby na terenie kontynentalnej UE. Nie eksportują one więc dosłownie swoich produktów czy usług z Wielkiej Brytanii na teren UE, a wytwarzają (produkty) lub świadczą (usługi) z terenu UE.

W tym kontekście wpływ ewentualnego twardego Brexitu na generowane przez nie przychody na terenie UE będzie marginalny i z nawiązką zrekompensuje go osłabienie kursu walutowego brytyjskiej waluty.

Radosław Piotrowski

Doradca Inwestycyjny

Niniejszy materiał odzwierciedla opinie i wiedzę jego autorów na dzień jego sporządzenia oraz został wydany jedynie w celach informacyjnych i nie jest ofertą ani zachętą do dokonywania transakcji kupna lub sprzedaży papierów wartościowych lub innych instrumentów finansowych. Komentarz nie stanowi rekomendacji inwestycyjnej, analizy inwestycyjnej, analizy finansowej ani innej rekomendacji o charakterze ogólnym dotyczącej transakcji w zakresie instrumentów finansowych, o których mowa w ustawie z dnia 29 lipca 2005 r. o obrocie instrumentami finansowymi.

Dlaczego spadło chociaż miało rosnąć?

W artykule z dnia 14 sierpnia Nie wszystko złoto co się świeci – co wpływa na cenę tego kruszcu? napisaliśmy, że ówczesny, największy od siedmiu lat, jednodniowy spadek ceny złota „pozostawił w rozkroku” wiele osób zainteresowanych zakupem tego szlachetnego metalu. Końcówka minionego tygodnia sprawiła zapewne, że w analogicznej sytuacji znaleźli się amatorzy inwestowania na amerykańskim rynku akcji, ze szczególnym uwzględnieniem sektora technologicznego. Ta grupa inwestorów rosła w ostatnich miesiącach w tempie nie mniejszym niż wzrost amerykańskich spółek technologicznych czy quasi-technologicznych, głównych beneficjentów tzw. cyfrowej rewolucji.

Jeżeli czytelniku w tym miejscu oczekujesz, że odpowiemy na pytanie czy będzie znowu rosło czy bardziej spadnie, to musimy cię rozczarować. W przypadku złota mogliśmy się na ten temat wypowiadać swobodnie ze względu na fakt, że nie jest to instrument finansowy. Akcje takim instrumentem już są, więc swoboda wypowiedzi jest w ich przypadku bardzo ograniczona. W dzisiejszym artykule pokażemy jedynie jak oceniając prostą relację zysku do ryzyka można było zawczasu (czyli przed przeceną) zabezpieczyć przynajmniej część zysku, jeżeli byliśmy beneficjentami silnego trendu wzrostowego na rynku akcji za Oceanem. Przy czym przypominamy, że podejście „od sasa do lasa” uważamy za mało rozsądną „strategię” inwestycyjną, o czym także nie omieszkaliśmy jakiś czas temu napisać w artykule z 30 lipca Czy podejście od sasa do lasa w zarządzaniu inwestycjami ma sens?.

Dla wielbicieli prostoty sposobem jaki polecamy jest zestawienie zachowania indeksu z jego historycznymi wynikami w okresach przed- i pokryzysowych.

Wykres 1 – Zachowanie indeksu akcji z rynków rozwiniętych MSCI World 1 rok przed i 1 rok po „dołku” bessy (średnia i zakres na bazie danych od roku 1970)

Źródło: Goldman Sachs, opracowanie własne

Oczywiście obecny kryzys jest o tyle wyjątkowy, że spowodowany przez działanie siły wyższej (pandemia), ale jeżeli ścieżka zmian indeksu, którym posiłkujemy się dzięki pracy kolegów jednego z amerykańskim banków inwestycyjnych pokazuje na przykładzie indeksu globalnego, który przecież zachowywał się ostatnio gorzej niż jego technologiczny „kolega” zza Oceanu, że tempo pokryzysowego jest zdecydowanie szybsze niż historia, to powinna nam „zapalić się” ostrzegawcza lampka.

Wykres 2 – Zachowanie indeksu akcji z rynków rozwiniętych MSCI World i indeksu spółek technologicznych NASDAQ 100 (Marzec 2019 – Wrzesień 2020)

Źródło: Refinitv Eikon

W okresie od 23 marca do środy 2 września, a więc w ciągu niespełna pół roku wartość indeksu NASDAQ 100 wzrosła o 78%. Niezależnie od całego szumu związanego ze wspomnianą cyfrową rewolucją, sektorem beneficjentem pandemii COVID19, zwykły zdrowy rozsądek nakazywał ostrożne podejście i stopniową realizację części zysków. 78-procentowy zysk w niespełna pół roku przy średniorocznej stopie zwrotu z rynku akcji jakiej możemy oczekiwać w ciągu najbliższych 10 lat na poziomie 6% wygląda na kompletnie oderwany od rzeczywistości.

Dla statystycznego Kowalskiego, który nie ma zawansowanej wiedzy na temat inwestowania, takie zdroworozsądkowe podejście powinno z dużym prawdopodobieństwem zapewnić spokojny sen w okresach podwyższonej nerwowości na rynkach akcji, jaka zawitała do nas w ostatnich dniach.

My jako inwestorzy profesjonalni bazujemy jednak na bardziej „wyszukanych” wskaźnikach, które pozwalają ostrzec nas przed potencjalnymi, krótkoterminowymi kłopotami. Takim wskaźnikiem było m.in. pozycjonowanie inwestorów na amerykańskim rynku opcji, które w zeszłym tygodniu wyglądało tak.

Wykres 3 – Pozycjonowanie inwestorów na amerykańskim rynku opcji na akcje

Źródło: Goldman Sachs, opracowanie własne

Mając świadomość, że czytają nas zarówno mniej, jak i bardziej inwestycyjnie wyedukowani inwestorzy (dla nas samych temat sygnałów wysyłanych przez inwestorów na rynku opcji był do niedawna niezbadany), nie będziemy zanudzać czytelników wyjaśnieniem jak powyższy wskaźnik jest konstruowany, skupiając się głównie na jego interpretacji.

Otóż poziom -1,0 lub niższy sugeruje, że w ciągu 1 miesiąca od takiego odczytu należy spodziewać się ujemnej stopy zwrotu z amerykańskiego rynku akcji. W zeszłym tygodniu jego wartość wyniosła blisko -3,5 i była najniższa w 13-letniej historii. Podobny poziom, ale nieco wyższy, można było zaobserwować na początku 2018 roku. Indeks S&P500 przecenił się wtedy o 10% w ciągu niespełna dwóch tygodni.

Radosław Piotrowski

Doradca Inwestycyjny

Niniejszy materiał odzwierciedla opinie i wiedzę jego autorów na dzień jego sporządzenia oraz został wydany jedynie w celach informacyjnych i nie jest ofertą ani zachętą do dokonywania transakcji kupna lub sprzedaży papierów wartościowych lub innych instrumentów finansowych. Komentarz nie stanowi rekomendacji inwestycyjnej, analizy inwestycyjnej, analizy finansowej ani innej rekomendacji o charakterze ogólnym dotyczącej transakcji w zakresie instrumentów finansowych, o których mowa w ustawie z dnia 29 lipca 2005 r. o obrocie instrumentami finansowymi.

Inwestowanie na rynkach rozwiniętych, a kurs walutowy

W artykule z 19 sierpnia Go ex-US? czyli globalny rynek akcji, a kurs dolara amerykańskiego zbadaliśmy jak kurs dolara amerykańskiego (USD) wpływa na relatywne zachowanie rynku akcji za Oceanem. Wnioski jakie wyciągnęliśmy z tego badania były dosyć jednoznaczne dla wschodzących rynków akcji, ale badanie nie dało miarodajnej odpowiedzi na temat wpływu USD na relatywne zachowanie rynków rozwiniętych poza Stanami Zjednoczonymi, a amerykańskim rynkiem akcji.

Dziś postanowiliśmy rozszerzyć naszą analizę i m.in. sprawdzić jak zachowanie USD wpływa na sam amerykański rynek akcji. Ten nic sobie nie robiąc z osłabiającego się USD w ostatnich tygodniach praktycznie codziennie poprawia rekordowe odczyty w historii (z ang. all-time high), podczas gdy rynki rozwinięte poza USA (może nie wliczając Japonii) dostały wyraźnej zadyszki.

Otóż, badając relatywne zachowanie obu rynków (Stany Zjednoczone i rynki rozwinięte poza USA) należy zwrócić uwagę na kilka elementów:

  1. Gdzie generują przychody spółki wchodzące w skład indeksów na poszczególnych rynkach akcji. Spółki z indeksu S&P500 ponad 60% swoich przychodów generują w USA. Kroku dotrzymuje im tylko rynek japoński, wbrew powszechnym przekonaniom, że Kraj Kwitnącej Wiśni jest w dużym stopniu rynkiem eksportowym, spółki skupione w indeksie TOPIX około 55% przychodów generują na terytorium Japonii. Z tym obrazem kontrastuje rynek europejski – największym źródłem przychodów dla spółek z Europy są… Stany Zjednoczone (blisko 21% przychodów). Silny kurs walutowy nie jest więc sprzymierzeńcem spółek europejskich, negatywnie wpływając na osiągane w euro (EUR) czy funcie szterlingu (GBP) przychody z eksportu do USA. Jeżeli dodamy do tego obraz spowalniającego tempa ożywienia gospodarczego w Europie względem USA (widoczny chociażby we wczorajszych odczytach PMI dla przemysłu (ISM dla przemysłu w USA)) to możemy uzyskać odpowiedź na pytanie dlaczego europejskie indeksy zachowują się ostatnio dużo gorzej niż ich amerykańskie odpowiedniki.
  2. Jaka jest kompozycja sektorowa danego rynku. Indeks S&P500 zdominowany jest przez sektory, które w języku angielskim można określić terminem „secular growth”, które dodatkowo są beneficjentami obecnej sytuacji na Świecie (cyfrowa rewolucja, którą pandemia koronawirusa tylko przyspieszyła). Są to sektory technologiczny, usług komunikacyjnych oraz ochrony zdrowia. Razem ze sprzedażą detaliczną cykliczną przez internet (z ang. e-commerce consumer discretionary) odpowiadają one za 58% wartości indeksu S&P500, podczas gdy dekadę temu było to jedynie 33%. Europejski rynek akcji jest bardziej wyważony pomiędzy „nową ekonomią” – sektory wskazane powyżej, a „starą ekonomią” czyli sektorami finansowym, przemysłowym, materiałowym czy energetycznym. W Europie udział „starych” sektorów w łącznej kapitalizacji indeksu Stoxx600 (indeks pan-europejski obejmujący rozwinięte kraje Europy Kontynentalnej oraz Wielką Brytanię) to 41% (w indeksie S&P500 jedynie 23%). Ten zdecydowanie wyższy udział technologii oraz sektorów, beneficjentów idei „stay and work from home” to też jedna z przyczyn lepszego zachowania rynku amerykańskiego w ostatnim okresie (zwłaszcza w obliczu potencjalnej drugiej fali pandemii COVID-19).
  3. Pozytywnego wpływu słabnącego kursu USD na przychody amerykańskich spółek generowane poza granicami USA. O ile umacniające się EUR czy GBP negatywnie wpływają na przychody i zyski spółek europejskich generowane poza strefą euro czy Wielką Brytanią, to towarzyszące temu umocnieniu osłabienie USD ma pozytywny wpływ na zyski amerykańskich spółek, generowane w innych niż USA częściach Świata. Nie jest to bez znaczenia, bo blisko 40% przychodów spółki z indeksu S&P500 generują poza Stanami Zjednoczonymi.

Wykres – Dynamika zysków spółek z indeksu S&P500 osiąganych poza USA (granatowa linia) względem odwróconego kursu dolara amerykańskiego (czerwona linia)

Źródło: Bank of America Merrill Lynch

Wszystkie te czynniki oczywiście nie są stałe i nie można wykluczyć, że w pewnym momencie w przyszłości ustaną. Przewidzenie momentu kiedy to nastąpi jest jednak rzeczą dosyć trudną. Dlatego my w inwestowaniu jesteśmy zwolennikami dywersyfikacji globalnej i posiadania w swoim portfelu inwestycyjnym instrumentów zapewniających ekspozycję na różne regiony geograficzne czy sektory (oczywiście w różnych proporcjach).

Na koniec warto wspomnieć, że powyższe wskazówki na co zwracać uwagę w przypadku inwestowania w różnych częściach Świata, można także stosować przy badaniu inwestycji na rynkach rozwijających się. My będąc jednak zwolennikami niekomplikowania procesów, których komplikować nie trzeba (w myśl zasady, że na koniec dnia, cała analiza ma nam pozwolić zarabiać pieniądze, a nie być celem samym w sobie), ograniczamy się w dużym stopniu do śledzenia zachowania sentymentu rynkowego uzupełnionego o zachowanie indeksu dolarowego (także przez pryzmat sentymentu).

Radosław Piotrowski

Doradca Inwestycyjny

Niniejszy materiał odzwierciedla opinie i wiedzę jego autorów na dzień jego sporządzenia oraz został wydany jedynie w celach informacyjnych i nie jest ofertą ani zachętą do dokonywania transakcji kupna lub sprzedaży papierów wartościowych lub innych instrumentów finansowych. Komentarz nie stanowi rekomendacji inwestycyjnej, analizy inwestycyjnej, analizy finansowej ani innej rekomendacji o charakterze ogólnym dotyczącej transakcji w zakresie instrumentów finansowych, o których mowa w ustawie z dnia 29 lipca 2005 r. o obrocie instrumentami finansowymi.

Inflacji nie ma i nie będzie

Trwający sezon urlopowy (żeby nie powiedzieć ogórkowy) sprawił, że postanowiliśmy dziś odświeżyć temat inflacji, o której pisaliśmy nie tak dawno jak 10 czerwca tego roku w artykule Czy Światu grozi gwałtowny wzrost inflacji? Obawy i gwałtowny wzrost ogólnego poziomu cen nie ustają i w zasadzie biorąc pod uwagę, że fakt, że globalna pandemia koronawirusa aktywowała wsparcie gospodarek na poziomie fiskalnym i monetarnym na niespotykaną dotąd skalę, nas aż tak bardzo te obawy nie dziwią.

„Drukowanie” pieniędzy nie zawsze prowadzi do wzrostu inflacji.

Historycznie duży wzrost inflacji był często spowodowany „drukowaniem” zbyt dużej ilości pieniądza. Dobrym, całkiem świeżym przykładem jest tu Wenezuela, gdzie poziom inflacji liczony jest w dziesiątkach tysięcy procent (jeden ze szwajcarskich banków inwestycyjnych prognozuje, że w tym roku wyniesie ona 270 000 %). Jednak trzeba zauważyć, że nie zawsze „drukowanie” pieniędzy prowadzi do wzrostu inflacji. Dobrym przykładem jest tu Japonia, której dług publiczny wynosi 200%, a tamtejszy bank centralny „wydrukował” pieniądze o wartości powyżej 100% japońskiego PKB. Inflacja w Japonii oscyluje mimo to w okolicach zera.

Popyt w ujęciu zagregowanym jest słaby i wywiera presję na spadek poziomu cen, a nie na ich wzrost.

Odwołując się do teorii ekonomii – kiedy popyt przewyższa podaż, ceny rosną aby zrównoważyć popyt z podażą (wzrost cen powoduje spadek popytu / wzrost podaży). Patrząc globalnie na obecną sytuację można stwierdzić, że popyt w ujęciu zagregowanym jest słaby, wywierając raczej presję na spadek poziomu cen, a nie na ich wzrost. Ogólnie aktywność gospodarcza jest nadal poniżej poziomów sprzed wybuchu pandemii, a poziom bezrobocia jest dużo wyższy niż przed COVIDem. W takim otoczeniu trudno spodziewać się nagłego i dużego wzrostu inflacji. Potwierdzeniem tego, na przykładzie Stanów Zjednoczonych, jest komunikat amerykańskiej Rezerwy Federalnej z czerwcowego posiedzenia. Bankierzy centralni za Oceanem nie spodziewają się aby inflacja w USA osiągnęła poziom 2% (cel inflacyjny FEDu) przed końcem 2022 roku, nawet przy założeniu utrzymania stóp procentowych na poziomie 0% w tym okresie.

Oczywiście nie można wykluczyć wzrostu inflacji w dalszej przyszłości. W pewnym momencie poziom aktywności gospodarczej powróci do normalności, a zagregowany popyt będzie silniejszy. Może to spowodować wzrost presji inflacyjnej, ale jest to na tyle odległa przyszłość, że prognozowanie czy rzeczywiście tak się stanie jest na chwilę obecną bardzo ryzykowne. Nie zapominajmy też, że obecnie bardzo ekspansywny amerykański bank centralny (i inne banki centralne) mogą i zapewne będą reagować jeżeli inflacja zacznie przyspieszać. Nie zmienia tego naszym zdaniem ogłoszona wczoraj przez prezesa Powell’a zmiana podejścia do mandatu „utrzymania stabilnego poziomu cen” z celu inflacyjnego na poziomie 2%, na średni poziom inflacji w wysokości 2%, co oznacza, że skoro obecnie inflacja jest poniżej 2% to Rezerwa Federalna będzie tolerować także poziom powyżej 2% jeżeli takowy wystąpi.

Radosław Piotrowski

Doradca Inwestycyjny

Niniejszy materiał odzwierciedla opinie i wiedzę jego autorów na dzień jego sporządzenia oraz został wydany jedynie w celach informacyjnych i nie jest ofertą ani zachętą do dokonywania transakcji kupna lub sprzedaży papierów wartościowych lub innych instrumentów finansowych. Komentarz nie stanowi rekomendacji inwestycyjnej, analizy inwestycyjnej, analizy finansowej ani innej rekomendacji o charakterze ogólnym dotyczącej transakcji w zakresie instrumentów finansowych, o których mowa w ustawie z dnia 29 lipca 2005 r. o obrocie instrumentami finansowymi.

Go ex-US? czyli globalny rynek akcji, a kurs dolara amerykańskiego

Kurs dolara amerykańskiego (USD) od apogeum rynkowej paniki (z drugiej połowy marca tego roku) znalazł się w wyraźnym trendzie spadkowym, co doskonale pokazuje tzw. indeks dolarowy (US Dollar Index), który mierzy zachowanie USD względem koszyka innych walut takich jak euro, jen japoński, funt szterling czy frank szwajcarski.

Wykres 1 – Indeks dolarowy (US Dollar Index) w tym roku

Źródło: Refinitiv Eikon

Wśród globalnej społeczności inwestycyjnej toczy się żywa dyskusja czy owe osłabienie się USD w ostatnich miesiącach to początek końca trwającego blisko 10 lat okresu umacniania się amerykańskiej waluty czy może jednak jedynie większa korekta trendu wzrostowego, analogiczna do tej z jaką mieliśmy do czynienia w 2017 i w pierwszym kwartale 2018 roku.

Jeżeli drogi czytelniku spodziewasz się, że w tym tekście odpowiemy na to pytanie, to musimy cię rozczarować. Nie odpowiemy, bo nie będąc specjalistami od prognozowania kursów walut, nie wiemy czy dolar będzie osłabiał się dalej, czy może powróci do trendu wzrostowego.

W dzisiejszym tekście postanowiliśmy zbadać jakie potencjalne konsekwencje może mieć zachowanie się amerykańskiej waluty dla inwestowania na globalnych rynkach akcji. Otóż spotkaliśmy się z tezą, że w okresach osłabiania się USD, należy preferować rynki akcji poza Stanami Zjednoczonymi. Dowodem na poparcie tej tezy był wykres, który porównywał zachowanie się indeksu S&P500 na tle indeksu MSCI World ex US, czyli rozwiniętych rynków akcji poza USA. Jest to o tyle dosyć ciekawe, że ów indeks denominowany jest właśnie w USD, więc konwertując zwrot w danej walucie na USD, kiedy ten się osłabia, niezależnie od zachowania danego rynku akcji, zawsze na tym zarobimy.

Dobrze zobrazuje to przykład złotówkowy (PLN) – kupując akcje powiedzmy za 100 PLN przy kursie USD/PLN na poziomie 4, nasza początkowa inwestycja jest warta 25 USD. Jeżeli po miesiącu nasza akcja nadal kosztuje 100 PLN, ale kurs USD/PLN wynosi powiedzmy 3,6, to nasza inwestycja w USD jest już warta 27,8 USD. Pomimo tego, że cena akcji nie uległa zmianie zarobiliśmy w USD 11,1%.

Istotne w podjęciu decyzji co do preferencji danego rynku akcji względem rynku amerykańskiego jest więc zbadanie czy istnieje jakikolwiek związek pomiędzy zachowaniem tego rynku w walucie lokalnej (w powyższym przykładzie będzie to PLN) względem rynku akcji za Oceanem, a zachowaniem USD. Jeżeli takiego silnego pozytywnego związku nie ma, to lepszym rozwiązaniem może być po prostu kupno danej waluty, a nie akcji czy funduszu, który inwestuje na danym rynku (tak jak w przykładzie z kupnem akcji za 100 PLN).

Wnioski z naszego badania nie są jednoznaczne – jeżeli rozbijemy globalny rynek akcji poza USA na rynki rozwinięte (skupione w indeksie MSCI EAFE) oraz rozwijające się (skupione w indeksie MSCI Emerging Markets) i sprawdzimy jak zachowywały się w walutach lokalnych względem S&P500 na tle zmieniającego się kursu USD, to otrzymamy coś takiego (Wykres 2).

Wykres 2 – Relatywne zachowanie indeksu MSCI Emerging Markets względem S&P500 (lewy wykres) i MSCI EAFE na tle S&P500  (prawy wykres) na tle USD Index (dane znormalizowane)

Źródło: Refinitiv Eikon, obliczenia własne

Jak widać na powyższych wykresach, związek pomiędzy kursem USD (odwróconym), a zachowaniem wschodzących rynków akcji, ale w ich lokalnych walutach (juanie, realu, rupii, itd.) jest bardzo silny. Współczynnik korelacji wynosi 0,86, a współczynnik R², o którym pisaliśmy 14 sierpnia w artykule Nie wszystko złoto co się świeci – co wpływa na cenę tego kruszcu?, wynosi 0,73. Jeżeli dodamy do tego, że w walutach lokalnych zainwestować na tych rynkach nie sposób i inwestuje się zazwyczaj w akcje czy fundusz denominowane w USD, to na takiej inwestycji zarabiamy podwójnie – na samym rynku akcji oraz na umocnieniu się walut lokalnych w stosunku do USD.

Oczywiście ryzyko, jeżeli „coś pójdzie nie tak” i USD jednak się umocni, jest również podwójne – tracimy na inwestycji w akcje i na kursie walutowym.

Nieco inaczej sytuacja wygląda na rynkach rozwiniętych poza USA. Tu w zasadzie związku pomiędzy kursem USD, a relatywnym zachowaniem się tych rynków względem S&P500 nie ma. Potwierdzają to współczynniki korelacji oraz R² wynoszące odpowiednio 0,1 i 0,01.

Jakie wnioski należy wyciągnąć z naszego dzisiejszego artykułu? W zasadzie dosyć proste – jeżeli drogi czytelniku uważasz, że USD nadal będzie się osłabiał i jesteś inwestorem, który powinien mieć instrumenty akcyjne w portfelu, powinieneś skierować się ku rozwijającym rynkom akcji. Czy rzeczywiście USD będzie się dalej osłabiał? Tego, jak stwierdziliśmy na początku dzisiejszego artykułu, nie wiemy. Podejmując własne decyzje inwestycyjne, kierujemy się oceną relacji zysku do ryzyka inwestycji w danym momencie.

Radosław Piotrowski

Doradca Inwestycyjny

Niniejszy materiał odzwierciedla opinie i wiedzę jego autorów na dzień jego sporządzenia oraz został wydany jedynie w celach informacyjnych i nie jest ofertą ani zachętą do dokonywania transakcji kupna lub sprzedaży papierów wartościowych lub innych instrumentów finansowych. Komentarz nie stanowi rekomendacji inwestycyjnej, analizy inwestycyjnej, analizy finansowej ani innej rekomendacji o charakterze ogólnym dotyczącej transakcji w zakresie instrumentów finansowych, o których mowa w ustawie z dnia  29 lipca 2005 r. o obrocie instrumentami finansowymi.

Nie wszystko złoto co się świeci – co wpływa na cenę tego kruszcu?

Jednym z popularniejszych kierunków lokowania kapitału w tym roku jest aktywo, które trudno zaklasyfikować jako finansowe, a mianowicie złoto. Nawet uwzględniając wtorkową przecenę, podobno największą od 7 lat, w tym roku cena tego szlachetnego metalu wzrosła o blisko 28% (intraday na dzień 13 sierpnia). Wspomniany spadek ceny złota we wtorek zapewne „pozostawił w rozkroku” wiele osób zainteresowanych jego zakupem.

Nie tak dawno jak tydzień temu sygnalizowaliśmy, że złoto nieco „zagalopowało się” względem jednego z głównych czynników wpływających na jego cenę. Podejmując decyzję o lokowaniu własnego kapitału, nawet na tym nieco zarobiliśmy, chociaż nie polecamy tego typu zachowań naszym czytelnikom. Są one czystą spekulacją, która bez dostępu do wiarygodnych informacji i danych (a nie są takimi np. artykuły prasowe), zazwyczaj kończy się sromotną porażką, rozumianą jako utrata części zainwestowanego kapitału. My mieliśmy  trochę szczęścia, bo horyzont naszej inwestycji / spekulacji wynosił 2-3 miesiące, ale skoro pomysł zrealizował się w 5 dni, to niemądrym byłoby nie zrealizować przyzwoitego zysku.

Tabela – Wyciąg z historii transakcji na rachunku maklerskim autora

Źródło: Interactive Brokers

Zaistniała sytuacja utwierdziła nas w przekonaniu, że przy podejmowaniu decyzji inwestycyjnych należy kierować się własnymi, nierzadko krytycznymi wnioskami wyciąganymi z analiz, jakich dostarczają profesjonalne podmioty. Jak ognia należy z kolei unikać informacji w mediach, nawet jeżeli płyną od osób / instytucji, które na pierwszy rzut oka można określić mianem ekspertów.

Co wpływa na cenę złota?

W dzisiejszym wpisie podzielimy się więc tym, jak postrzegamy perspektywy dla złota i czym jest ów „główny czynnik” wpływający na jego cenę. W tym miejscu drogi czytelniku powinieneś wykluczyć „niepewność” przed tym, jak rozwinie się obecny kryzys wywołany przez pandemię koronawirusa (zapewne ta sama niepewność powoduje dynamiczne, praktycznie nieprzerwane od końca marca wzrosty na ryzykownych rynkach akcji) oraz strach przed inflacją (chociaż akurat w przypadku tego argumentu można dostrzec „ziarnko prawdy”).

Sama inflacja, czy będąc bardziej precyzyjnym, oczekiwania co do jej kształtowania się w przyszłości, ma bardzo umiarkowany wpływ na cenę złota (trudno doszukać się silnego związku analizując historyczne dane). Jeżeli jednak oczekiwaniami inflacyjnymi skorygujemy nominalne rentowności 10-letnich amerykańskich obligacji skarbowych (zgodnie ze wzorem rentowność nominalna – oczekiwania inflacyjne) to zestawiając taką miarę z cena złota i przenosząc ją na wykres, otrzymamy coś takiego.

Wykres – Zestawienie ceny złota z poziomem realnych rentowności* 10-letnich amerykańskich obligacji skarbowych (2010-2020)

*realna rentowność obliczona jako różnica pomiędzy nominalną rentownością
10-letnich amerykańskich obligacji skarbowych, a medianą oczekiwań inflacyjnych ekonomistów ankietowanych przez Reuters’a

Źródło: Refinitiv Eikon, obliczenia własne

Wzrost realnej rentowności, powoduje spadek ceny złota.

Nasi spostrzegawczy czytelnicy (czyli z założenia wszyscy, którzy nas czytają) dostrzegą, że  gdy realna rentowność maleje, to cena złota zazwyczaj rośnie i odwrotnie. Wzrost realnej rentowności, powoduje spadek ceny złota. W bardziej profesjonalny sposób informują nas o tym tzw. współczynnik korelacji pomiędzy tymi dwoma zmiennymi, który w okresie 10-letnim wynosi -0,76 oraz  tzw. współczynnik R², czyli współczynnik korelacji podniesiony do potęgi drugiej, który wynosi 0,57, co oznacza, że zmiana ceny złota w 57% zależy od zmiany realnej rentowności.

Jak to się ma do naszego postrzegania perspektyw dla ceny złota, o których z racji tego, że złoto nie jest instrumentem finansowym, możemy się swobodnie wypowiedzieć? Gdybyśmy ten artykuł pisali tydzień wcześniej napisalibyśmy, że dalszy wzrost ceny powyżej 2 100 USD za uncję jest bardzo mało prawdopodobny i cena złota spadnie. Daliśmy zresztą temu wyraz w podejmowanych własnych decyzjach inwestycyjnych. Po wtorkowej przecenie nie wykluczamy jednak, że cena kruszcu może powrócić do poziomów jakie obserwowaliśmy przed tygodniem, ale „między bajki” można włożyć złoto na poziomie 3 500 USD czy 4 000 USD w dającej się rozsądnie przewiedzieć przyszłości. Nawet utrzymanie się ceny tego szlachetnego metalu na dłuższą metę powyżej poziomu 2 000 USD wydaje się obecnie mało prawdopodobne.

Jak wyliczyli nasi koledzy z jednego z amerykańskich banków inwestycyjnych aby tak się stało, realna rentowność musiałaby spaść o kolejny 0,9 pkt %. Jedną z przyczyn, która mogłaby to spowodować (w zasadzie jedyną jaką my widzimy) byłaby zmiana nastawienia amerykańskiego banku centralnego odnośnie negatywnych stóp procentowych – scenariusz, któremu nie należy obecnie przypisywać zbyt dużego prawdopodobieństwa wystąpienia. Bardziej prawdopodobny wydaje się scenariusz, w którym najpierw oczekiwania inflacyjne jedynie nieznacznie rosną lub ulegają stabilizacji, a w miarę kontynuacji fazy ożywienia w gospodarce i ograniczania aktywności banku centralnego jako generującego popyt na obligacje skarbowe, umiarkowanego wzrostu doświadczają ich nominalne rentowności. Ten mix czynników spowoduje z kolei wzrost realnych rentowności, wywierając negatywną presję na cenę kruszcu.

Radosław Piotrowski

Doradca Inwestycyjny

Niniejszy materiał odzwierciedla opinie i wiedzę jego autorów na dzień jego sporządzenia oraz został wydany jedynie w celach informacyjnych i nie jest ofertą ani zachętą do dokonywania transakcji kupna lub sprzedaży papierów wartościowych lub innych instrumentów finansowych. Komentarz nie stanowi rekomendacji inwestycyjnej, analizy inwestycyjnej, analizy finansowej ani innej rekomendacji o charakterze ogólnym dotyczącej transakcji w zakresie instrumentów finansowych, o których mowa w ustawie z dnia  29 lipca 2005 r. o obrocie instrumentami finansowymi.

Akcje drogie (podobno), obligacje również, czyli „Jak żyć Panie doradco?”

W ciągu ostatniej dekady akcje i obligacje skarbowe na rynkach bazowych
(np. Niemcy, Stany Zjednoczone) doświadczyły symultanicznego wzrostu wartości, który sprawił, że inwestując w te dwie klasy aktywów, mogliśmy cieszyć się z bardzo dobrych stóp zwrotu przy zmienności nie powodującej zbyt wysokich „skoków ciśnienia”.

Wykres 1 – Zachowanie indeksów S&P500 TR oraz ICE US Treasury 7-10 Year TR w ostatnim dziesięcioleciu (w %, łączny zwrot z uwzględnieniem dywidend /kuponów)

Źródło: Refinitiv Eikon

Nie wliczając kosztów inwestycji roczna stopa zwrotu z inwestycji złożonej w 50% z akcji amerykańskich (indeks S&P500) i 50% z amerykańskich obligacji skarbowych wyniosłaby w tym okresie 16,2%, a za cały okres inwestycji blisko 162%. Spadek rentowności obligacji skarbowych, poza oczywistym wzrostem ich wartości, bardzo pozytywnie wpływał także na pewne segmenty rynku akcji, takie jak spółki wzrostowe czy spółki o niskiej zmienności (z ang. low volatility stocks).

Z rentownościami obligacji skarbowych bliskimi zera (Stany Zjednoczone) czy poniżej zera (Niemcy), coraz częściej inwestorzy zadają sobie pytanie czy to inwestycyjne „eldorado” nie dobiega właśnie końca, a w konsekwencji wzrasta ryzyko znaczącej przeceny akcyjno-obligacyjnego portfela. Jeżeli rentowności obligacji zaczną rosnąć (to czy rzeczywiście zaczną nie jest tematem tego artykułu) spowoduje to spadek wartości tychże obligacji wywierając dodatkowo negatywną presję na te segmenty rynku akcji, o których wspomniałem w poprzednim akapicie. Czy w przypadku materializacji takiego scenariusza istnieje więc sposób aby efektywnie zabezpieczyć się przed takim ryzykiem, jednocześnie nadal generując satysfakcjonującą stopę zwrotu z inwestycji? Odpowiedź brzmi – oczywiście, że tak.

Właściwą strategia inwestycyjną w takim otoczeniu będzie wybór tych segmentów rynku akcji (np. poprzez kupno sektorowego funduszu ETF), które cechuje silna negatywna korelacja z rentownościami obligacji. Są to spółki mające cechy inwestowania w wartość (z ang. value stocks) i spółki cykliczne (z ang. cyclical stocks). Inwestorzy, którzy „boją się” materializacji takiego scenariusza powinni do akcyjnej części swojego portfela dobierać akcje czy fundusze o takich charakterystykach.

Wykres 2 – Korelacja poszczególnych segmentów rynku / stylów inwestowania na rynku amerykańskim z rentownościami 10-letnich amerykańskich obligacji skarbowych

Źródło: JP Morgan, opracowanie własne

Radosław Piotrowski

Doradca inwestycyjny

Niniejszy materiał odzwierciedla opinie i wiedzę jego autorów na dzień jego sporządzenia oraz został wydany jedynie w celach informacyjnych i nie jest ofertą ani zachętą do dokonywania transakcji kupna lub sprzedaży papierów wartościowych lub innych instrumentów finansowych. Komentarz nie stanowi rekomendacji inwestycyjnej, analizy inwestycyjnej, analizy finansowej ani innej rekomendacji o charakterze ogólnym dotyczącej transakcji w zakresie instrumentów finansowych, o których mowa w ustawie z dnia  29 lipca 2005 r. o obrocie instrumentami finansowymi.

Czy podejście od sasa do lasa w zarządzaniu inwestycjami ma sens?

Dziś, bazując na pracy analitycznej jaką wykonali koledzy z jednego z globalnych banków inwestycyjnych, postanowiłem zająć się tematem aktywnego zarządzania inwestycjami w obliczu rosnącej na rodzimym rynku popularności rozwiązań pasywnych.

Z racji tego, że główną determinantą stopy zwrotu z portfela jest tzw. alokacja aktywów, a więc wybór klasy aktywów, rynku czy sektora, na którym inwestujemy, nie będę dotykał kwestii wyboru pojedynczych emitentów czyli tzw. selekcji. Skupię się głównie na alokacji, a nie na selekcji pojedynczych instrumentów czy emitentów.

Prostym zobrazowaniem tezy o wyższości alokacji aktywów będzie przykład, w którym zainwestujemy w portfel akcyjny oparty o amerykańskie spółki wzrostowe. Jest to bardzo popularny kierunek inwestycji, także wśród rodzimych inwestorów, ze względu na trwający już od ładnych paru lat trend wzrostowy tej  subklasy aktywów czy stylu inwestowania – z krótką przerwą w lutym-marcu tego roku.

Indeks amerykańskich spółek wzrostowych (MSCI US Growth Index) w ciągu ostatnich 10 lat dostarczył stopy zwrotu na poziomie blisko 365% (co daje ponad 36% rocznie).

Wykres 1 – Stopa zwrotu z funduszu ETF naśladującego zachowanie indeksu MSCI US Growth (2011-2020)

Źródło: Refinitiv Eikon

Czy aktywne zarządzanie ma sens, a jeżeli tak to jak aktywne?

Stopa zwrotu z aktywnie zarządzanych produktów wybierających ten styl inwestowania / subklasę aktywów jako przedmiot inwestycji i próbujących dokonywać selekcji składników wchodzących w skład indeksu, nawet jeżeli wyniosłaby w owym 10-letnim okresie powiedzmy 400% (co moim zdaniem, uwzględniając koszty takiego produktu, byłoby wynikiem wybitnym), nieco upraszczając, w 90% byłaby rezultatem wyboru kierunku inwestycji (a więc poniekąd alokacji aktywów) w ten styl inwestowania / subklasę aktywów.

Ten długi wstęp posłużył mi do postawienia pytania – czy aktywne zarządzanie ma w ogóle sens, a jeżeli tak to jak aktywne? Odpowiedź w zasadzie zawiera tytuł dzisiejszego artykułu – ma sens ale w bardzo ograniczonym zakresie.

Spotkałem się w swojej karierze zawodowej z przypadkami, które sugerowały, że w zasadzie w portfelu inwestycyjnym możliwe jest podejście, w którym zmieniamy alokację między akcjami i obligacjami od 0% do 100%. Zawsze zastanawiało mnie po co głoszący takie tezy wykonują pracę najemną. Mając umiejętności pozwalające trafnie przewidywać kiedy w portfelu powinny być tylko akcje, a kiedy obligacje, te osoby powinny być tak zamożne, że nie potrzebowałyby pracować, mogąc skupić się na pomnażaniu niemałego już własnego majątku.

Niestety tak nie jest, a wynika to w głównej mierze z tego, że nie ma osób nieomylnych oraz tego, że nawet niewielka pomyłka w zakresie wyboru przedmiotu inwestycji sprawia, że stopa zwrotu może być dużo niższa niż w podejściu pasywnym. Na przykładzie inwestycji na amerykańskim rynku akcji pokazuje to poniższy wykres.

Wykres 2 – Porównanie inwestycji w indeks S&P500 w okresie 2009 – 2020 dla trzech różnych scenariuszy*

*Price index – stopa zwrotu z inwestycji w indeks S&P500 polegającej na kupnie funduszu indeksowego i trzymaniu go przez cały okres inwestycji; Excluding 5 lowest return days – stopa zwrotu z inwestycji w indeks S&P500 z wykluczeniem 5 najgorszych dni sesyjnych w każdym roku w okresie inwestycji; Excluding 5 highest return days – stopa zwrotu z inwestycji w indeks S&P500 z wykluczeniem 5 najlepszych dni sesyjnych w każdym roku w okresie inwestycji

Źródło: Goldman Sachs

Zakładając, że jesteśmy  typem inwestora, który może mieć 100% w akcji w portfelu (czyli jesteśmy inwestorem agresywnym, przy czym nie mam tu na myśli agresji fizycznej) to stosując „strategię” (cudzysłów nieprzypadkowy) od 0% do 100% akcji w portfelu, jeżeli inwestowalibyśmy tak niefortunnie, że nie mielibyśmy akcji w portfelu w 5 najlepszych dniach dla indeksu w danym roku przez okres od 2009 do 2020 roku to nasz zwrot z inwestycji byłby ujemny (-1,7% w skali roku).

Jeżeli z kolei udałoby nam się uniknąć 5 najgorszych dni sesyjnych w każdym roku, w analizowanym 11-letnim okresie, to nasza roczna stopa zwrotu wyniosłaby 34,1% (względem 14,2% rocznie z przy podejściu kup i trzymaj).

Oczywiście dwa przedstawione scenariusze to sytuacje skrajne. W praktyce trudno je sobie wyobrazić. Pokazują jednak jak zbyt aktywna alokacja w daną klasę aktywów może wpłynąć na stopę zwrotu.

Mając odpowiednią wiedzę i doświadczenie oraz umiejętność trzymania nerwów na wodzy można zakładać, że częściej będziemy mieć rację niż się mylić, ale nie z dzienną czy nawet tygodniową częstotliwością.

Z perspektywy maksymalizowania stopy zwrotu rozsądnym wydaje się więc podejście aktywne, ale z umiarkowanymi zmianami alokacji (zarówno na poziomie skali zmian, jak ich częstotliwości).

Ja, będąc inwestorem agresywnym, określając udział akcji w moim portfelu poruszam się w przedziale pomiędzy 70%, a 100%. Istotne jest też odpowiednio szerokie spektrum inwestycyjne (dywersyfikacja globalna) oraz dobór klas i subklas aktywów do portfela (tu odsyłam do pierwszego akapitu), a także przyjęcie odpowiednio długiego horyzontu inwestycyjnego. Takie podejście znacznie zwiększa prawdopodobieństwo realizacji postawionych przed sobą celów inwestycyjnych.

A jeżeli interesuje Was jaki skutek dla inwestora agresywnego miało kurczowe trzymanie się kasandrycznych wizji związanych z lutowo-marcową przeceną, to popatrzcie na poniższy wykres. Stopa zwrotu inwestorów, którzy „przegapili” pięć najlepszych dni sesyjnych na indeksie S&P500 w tym roku to około -40%.

Wykres 3 – Porównanie inwestycji w indeks S&P500 w tym roku dla trzech różnych scenariuszy*

*Price return – stopa zwrotu z inwestycji w indeks S&P500 polegającej na kupnie funduszu indeksowego i trzymaniu go od początku roku; Ex low return days – stopa zwrotu z inwestycji w indeks S&P500 z wykluczeniem 5 najgorszych dni sesyjnych dla indeksu w tym roku; Ex high return days – stopa zwrotu z inwestycji w indeks S&P500 z wykluczeniem 5 najlepszych dni sesyjnych w tym roku

Źródło: Goldman Sachs

Radosław Piotrowski

Doradca Inwestycyjny

Niniejszy materiał odzwierciedla opinie i wiedzę jego autorów na dzień jego sporządzenia oraz został wydany jedynie w celach informacyjnych i nie jest ofertą ani zachętą do dokonywania transakcji kupna lub sprzedaży papierów wartościowych lub innych instrumentów finansowych. Komentarz nie stanowi rekomendacji inwestycyjnej, analizy inwestycyjnej, analizy finansowej ani innej rekomendacji o charakterze ogólnym dotyczącej transakcji w zakresie instrumentów finansowych, o których mowa w ustawie z dnia 29 lipca 2005 r. o obrocie instrumentami finansowymi.

ABC inwestowania pasywnego – relacja z rozmowy ze Stockbroker.pl

W dniu 24 lipca br. Radek Piotrowski, założyciel Rock Solid Investments, wziął udział rozmowie na temat inwestowania pasywnego z Arturem Wiśniewskim, ze Stockbroker.pl.

Poruszono następujące kwestie –

  • Na czym polega inwestowanie pasywne?
  • Czym są fundusze ETF?
  • Zalety i wady inwestowania w ETF.
  • Jak wybrać ETF? W jakie ETF-y warto inwestować, a jakich unikać?
  • Koszty jako istotny element podejmowania decyzji inwestycyjnych.
  • Ile kosztuje samodzielne inwestowanie w fundusze ETF?
  • Aspekt podatkowy inwestycji w ETF.

Nagranie z rozmowy live znajdziesz tutaj: ABC inwestowania pasywnego.

Ponadto, jeśli interesujesz się tą formą inwestowania, tutaj znajdziesz e-book „ABC inwestowania pasywnego – fundusze ETF dla początkujących”. 

Życzymy przyjemnej lektury.

Zobacz także debatę na temat inwestowania pasywnego w dobie kryzysu

Srebro, czyli złoto z „dopalaczem”

W ostatnich tygodniach i miesiącach, towarem, który wzbudza duże zainteresowanie inwestorów jest złoto. Spadek stóp procentowych w połączeniu ze wzrostem oczekiwań inflacyjnych w tym roku wpłynął na pozytywne zachowanie ceny złota. Żółty metal pozytywnie reaguje na wzrost oczekiwań inflacyjnych i związany z tym spadek poziomu realnych stóp procentowych.

Wykres 1 – Zmiana ceny złota (niebieska linia) w tym roku na tle oczekiwań inflacyjnych w USA (fioletowa linia)

Źródło: Refinitiv Eikon

Cena złota wzrosła o ponad 23%

Efektem tego jest wzrost ceny kruszcu o ponad 23% w tym roku (z ang. Year-To-Date – YTD). Nie dziwi więc zainteresowanie rodzimych inwestorów inwestycjami w produkty, których zachowanie jest powiązane z ceną złota. W końcu „lwia część” inwestorów decyzje inwestycyjne podejmuje na podstawie przeszłych stóp zwrotu. Dla nas zawsze było to dosyć dziwne. Nie dysponując wehikułem do podróży w czasie (a nic nie wiadomo nam o tym żeby takowy istniał) przeszłej stopy zwrotu w przyszłości zarobić przecież nie sposób.

Amatorom inwestycji w metale szlachetne chcielibyśmy zwrócić uwagę na zachowanie innego przedstawiciela tej grup towarów, a mianowicie srebra. YTD stopa zwrotu z inwestycji w srebro wynosi 28,5%, a więc jest o około 5,5 pkt% wyższa od inwestycji w złoto (wszystkie dane liczbowe na godz. 22.20, dnia 22 lipca). Patrząc jednak od momentu apogeum rynkowej paniki w okolicach 20 marca br., stopa zwrotu z inwestycji w żółty metal, wygląda dosyć blado na tle swojego nieco mniej szlachetnego kolegi.

Wykres 2 – Zachowanie cen złota (niebieska linia) i srebra (fioletowa linia) od
20 marca tego roku

Źródło: Refinitiv Eikon

Co więc powoduje, że złoto na tle srebra wygląda jak „ubogi krewny” od momentu rozpoczęcia trwającej obecnie mini-hossy?

Srebro to sposób na zachowanie wartości i ochronę przed wzrostem inflacji.

Srebro, będąc metalem szlachetnym posiada analogiczne do złota cechy, które sprawiają, że inwestorzy zgłaszają popyt na inwestycje w srebro w okresach, w których obawiają się „destrukcji” swojego majątku, ulokowanego w tradycyjnych klasach aktywów. W tym kontekście srebro postrzegane jest przez nich jako sposób na zachowanie wartości i ochronę przed ewentualnym dużym wzrostem inflacji, którego odzwierciedleniem są rosnące oczekiwania inflacyjne.

Kwintesencją inwestowania jest prognozowanie przyszłości.

To czy rzeczywiście będziemy mieli wkrótce do czynienia ze wzrostem inflacji to inna sprawa – wszak kwintesencją inwestowania jest prognozowanie przyszłości, a każda prognoza może się sprawdzić, ale nie musi.

Z drugiej strony cena srebra, mającego też zastosowanie przemysłowe, zwykła rosnąć w okresach kiedy gospodarka znajduje się w fazie po-recesyjnego ożywienia. Z taką fazą, jeżeli spojrzymy na np. odczyty wskaźników PMI czy ISM, mamy prawdopodobnie obecnie do czynienia. Dobrą analogię z przeszłości będzie stanowił okres 2009-2011, kiedy cena srebra również dynamicznie rosła, równolegle do poprawiającego się odczytu ISM dla przemysłu.

Wykres 3  – Zachowanie ceny srebra na tle wskaźnika ISM dla przemysłu
(2007 – 2012)

Źródło: Refinitiv Eikon

Analogicznie jak ze spodziewanym wzrostem inflacji i w tym przypadku, to czy spodziewana kontynuacja po-recesyjnego odbicia w realnej gospodarce będzie postępować, pokażą kolejne miesiące i kwartały.

Radosław Piotrowski

Doradca Inwestycyjny

Niniejszy materiał odzwierciedla opinie i wiedzę jego autorów na dzień jego sporządzenia oraz został wydany jedynie w celach informacyjnych i nie jest ofertą ani zachętą do dokonywania transakcji kupna lub sprzedaży papierów wartościowych lub innych instrumentów finansowych. Komentarz nie stanowi rekomendacji inwestycyjnej, analizy inwestycyjnej, analizy finansowej ani innej rekomendacji o charakterze ogólnym dotyczącej transakcji w zakresie instrumentów finansowych, o których mowa w ustawie z dnia  29 lipca 2005 r. o obrocie instrumentami finansowymi.