Nasza spółka zależna RSI AIFM sp. z o.o. w dniu 11 grudnia 2020 roku pozytywnie przeszła proces rejestracji w Komisji Nadzoru Finansowego i została wpisana do rejestru zarządzających alternatywnymi spółkami inwestycyjnymi, prowadzonego przez KNF. Dzięki temu RSI AIFM stała się podmiotem z uprawnieniami do zarządzania aktywami.
Działalność RSI AIFM będzie polegała na zarządzaniu alternatywnymi spółkami inwestycyjnymi, czyli przedsiębiorstwami zbiorowego inwestowania, które pozyskują środki od inwestorów i inwestują go zgodnie z przyjętą polityką inwestycyjną.
Cieszę się, że lata doświadczenia w branży finansowej w Polsce udało się wykorzystać do stworzenia produktu, który po raz pierwszy w mojej karierze zawodowej w pełni wpisuje się w zasadę działania w najlepszym interesie Klienta
powiedział Radosław Piotrowski, CEO RSI sp. z o.o.
Operacyjne rozpoczęcie działalność przez RSI AIFM i pierwszą zarządzaną przez nią alternatywną spółkę inwestycyjną jest planowane na styczeń przyszłego roku.
O dalszych krokach, będziemy informować na bieżąco.
Kryzys gospodarczy
spowodowany pandemią koronawirusa wpłynął na znaczny wzrost zadłużenia
gospodarek. Jego wysokość globalnie zbliżyła się do historycznie wysokiego
poziomu w relacji do PKB, jaki zaobserwować można było na koniec II Wojny
Światowej.
Wykres 1 – Dług publiczny w relacji do PKB
w podziale na kraje rozwinięte (Advanced Economies) i rozwijające się (Emerging
Markets) (1880-2020, %)
Źródło: Citigroup
Czy istnieje ryzyko globalnego kryzysu zadłużenia?
Pojawiają się
opinie, że taka sytuacja może doprowadzić do globalnego kryzysu zadłużenia. W
dzisiejszym artykule zastanawiamy się czy rzeczywiście takie ryzyko istnieje w
nadchodzących miesiącach. Nie podejmujemy się odpowiedzi na pytanie jak owo
zadłużenie wpłynie na Świat w perspektywie kilku czy kilkunastu lat, bo uważamy
to za zadanie dosyć karkołomne. Z perspektywy naszego podejścia do inwestowania
(a zawodowo patrzymy na takie informacje tylko przez pryzmat podejmowania
własnych decyzji inwestycyjnych), wartość prognostyczną takich dywagacji
uważamy za bliską zeru.
Wysoki i stale
rosnący poziom zadłużenia gospodarki jest zjawiskiem problematycznym ponieważ
wymaga większej dyscypliny fiskalnej oraz zwiększa wrażliwość gospodarek na
potencjalne przyszłe niekorzystne zmiany w otoczeniu ekonomicznym. W konsekwencji
może wpływać to na potencjał wzrostu gospodarczego. W tym kontekście
pojawiające się krytyczne głosy mogą wydawać się uzasadnione. Nie możemy jednak
zapomnieć, że ów skokowy wzrost zadłużenia był wywołany ogromnym szokiem dla
Świata jakim był konsekwencje gospodarcze wynikające z pandemii koronawirusa.
Trudno bowiem oczekiwać i byłoby to sprzeczne z teorią ekonomii aby w okresie
dekoniunktury stosować politykę „zaciskania pasa”. Nie szukając daleko, skutki
takiego eksperymentu możemy prześledzić na przykładzie Grecji, w której w
latach 2011-2013 wprowadzono bardzo restrykcyjną politykę fiskalną w celu
ograniczenia nadmiernego zadłużenia publicznego. W rezultacie zadłużenie Grecji
z poziomu 146% w relacji do PKB na koniec 2010 roku, zamiast spadać, wzrosło do
177% na koniec 2013 roku.
W sytuacji kryzysu
gospodarczego i ograniczonej aktywności sektora prywatnego, częściowo w jego
„buty” wchodzi sektor publiczny, który zwiększonym poziomem wydatków
publicznych ma pomóc w wyjściu z kryzysu. Oczywiście, jeżeli nie jest się np.
Japonią, gdzie dług publiczny w relacji do PKB wynosi blisko 270%, nie można
zadłużać się bez końca, bo taka sytuacja może doprowadzić do znacznego wzrostu
kosztów pożyczanego kapitału i kłopotów z obsługą tego zadłużenia. Patrząc
jednak z perspektywy nadchodzących miesięcy uważamy, że taka sytuacja większości
gospodarek nie grozi przy założeniu kontynuacji realizacji działań banków
centralnych oraz powrotu globalnej gospodarki na ścieżkę wzrostu gospodarczego
przy utrzymywaniu się poziomu inflacji w ryzach.
Działania banków
centralnych w postaci programów luzowania ilościowego sprawiają, że koszty
zadłużania się przez poszczególne Państwa są relatywnie niskie. Ultra luźna
polityka monetarna nie jest z kolei problemem tak długo jak inflacja utrzymuje
się na niskim poziomie. Duży wzrost inflacji, patrząc na to na jakim etapie
znajduje się globalna gospodarka jest z kolei obecnie mało prawdopodobny. Nasz
pogląd na ten temat wyraziliśmy zresztą 28 sierpnia tego roku w artykule Inflacji
nie ma i nie będzie.
Działania banków
centralnych w połączeniu ze wsparciem fiskalnym ze strony rządów (którego
efektem ubocznym jest właśnie wzrost zadłużenia) powinny, przy założeniu
zażegnania lub przynajmniej znacznego ograniczenia rozprzestrzeniania się
pandemii COVID-19, pozytywnie wpłynąć na ponowny wzrost aktywności sektora
prywatnego, a w konsekwencji na powrót na ścieżkę wzrostu gospodarczego.
Opanowanie pandemii jest tu bardzo istotnym czynnikiem, ale jeżeli wierzyć
prognozom jednego z banków inwestycyjnych, jest to dla głównych globalnych gospodarek
scenariusz realny już w połowie 2021 roku.
Wykres 2 – Prognozowany harmonogram szczepień w wybranych krajach /
regionach
Źródło: Goldman Sachs
Powrót gospodarek
na ścieżkę wzrostu bez wystąpienia szoku inflacyjnego powinien z kolei wpłynąć
na stabilizację poziomu zadłużenia. Tempo wzrostu gospodarczego oraz koszty
finansowania są bowiem kluczowe dla stabilności zadłużenia. Jeżeli więc wzrost
gospodarczy przyspieszy, a inflacja utrzyma się w ryzach pozwalając bankom
centralnym na utrzymywanie luźnej polityki monetarnej, to przy stopniowym
ograniczaniu wsparcia fiskalnego (ze względu na rosnącą aktywność sektora
prywatnego wraz z postępowaniem ożywienia), poziom zadłużenia powinien się
ustabilizować, a następnie zacząć spadać. Jeżeli bowiem poziom stóp procentowych
jest niższy od nominalnego tempa wzrostu gospodarczego to nawet w przypadku gdy
wydatki danego Państwa nadal przewyższają dochody, poziom długu publicznego
może spadać (pod warunkiem, że różnica pomiędzy wydatkami, a dochodami nie jest
zbyt wysoka).
Wylres 3 –
Prognozowany poziom dług publiczny w relacji do PKB w podziale na kraje
rozwinięte (Advanced Economies) i rozwijające się (Emerging Markets)
(2015-2024, %)
Źródło: Citigroup
Radosław
Piotrowski
Doradca
Inwestycyjny
Niniejszy materiał
odzwierciedla opinie i wiedzę jego autorów na dzień jego sporządzenia oraz
został wydany jedynie w celach informacyjnych i nie jest ofertą ani zachętą do
dokonywania transakcji kupna lub sprzedaży papierów wartościowych lub innych
instrumentów finansowych. Komentarz nie stanowi rekomendacji inwestycyjnej,
analizy inwestycyjnej, analizy finansowej ani innej rekomendacji o charakterze
ogólnym dotyczącej transakcji w zakresie instrumentów finansowych, o których
mowa w ustawie z dnia 29 lipca 2005 r. o obrocie instrumentami finansowymi.
Listopad był spektakularnym miesiącem na globalnym rynku
akcji. Po tym jak w październiku dominowały obawy o konsekwencje drugiej fali
pandemii koronawirusa, w listopadzie „pałeczkę przejął” optymizm związany
obiecującymi wynikami prac nad szczepionką przeciw COVID-19. W rezultacie
globalny rynek akcji MSCI World zyskał na wartości 12,7% co jest najlepszym
miesięcznym wynikiem dla tego indeksu od stycznia 1975 roku. Z kolei indeksy
akcji paneuropejskich Stoxx600 czy amerykańskich małych spółek Russell 2000 odnotowały
najlepsze miesiące w historii.
Wykres 1 – Miesięczne stopy zwrotu indeksu MSCI World
(1970-2020; %)
Źródło: Societe Generale
Mając na uwadze fakt, że wśród
rodzimych inwestorów indywidualnych główną determinantą przy podejmowaniu
decyzji inwestycyjnych jest historyczna stopa zwrotu połączona z emocjonalnym
podejściem do inwestowania, niewykluczone, że po tym jak w październiku
pozbywali się oni funduszy akcyjnych, w listopadzie zobaczymy dodatnie saldo
napływów środków do tej grupy funduszy. My w związku z tym dzisiaj odpowiadamy
na pytanie gdzie obecnie znajdujemy się na globalnym rynku akcji i czy warto
„gonić” listopadowy rajd. Niejednokrotnie powtarzaliśmy, że reakcje rynkowe na
wystąpienie ekstremalnych wydarzeń na rynku akcji są zazwyczaj przesadzone. Tak
jak inwestorzy przeszarżowali z paniczną
reakcją w lutym i marcu, tak euforia z jaką mieliśmy do czynienia w listopadzie
też była jakby na wyrost. Na usprawiedliwienie inwestorów można jednak dodać,
że takie euforyczne reakcje po tym co stało się w pierwszym kwartale tego roku
oraz charakterze odbicia jaki obserwowaliśmy w okresie kwiecień-sierpień, nie
są niczym nietypowym. Wszak w listopadzie na rynkach rozwiniętych prym wiodły
sektory, które w poprzednich miesiącach zdecydowanie odstawały od zachowania
szerokiego rynku, a przede wszystkich tzw. inwestowania we wzrost (z ang.
growthinvesting), czyli reprezentanci tzw. inwestowania w wartość (z
ang. valueinvesting).
Wykres 2 – Zachowanie poszczególnych stylów inwestowania
na wybranych rynkach akcji w listopadzie (w %)
Źródło: Societe Generale
O tym ja widzimy przyszłość valueinvesting
krótkoterminowo i w całym nadchodzącym roku pisaliśmy 20 listopada w artykule Renesans
inwestowania w wartość czy value trap?. Co z kolei ten listopadowy rajd oznacza
dla szerokiego globalnego rynku akcji ogółem? Uważamy, że przyszłe reakcje na
ewentualne pozytywne informacje ze Świata (czy to z frontu walki z
koronawirusem czy jakiekolwiek inne) nie będą już powodowały tak silnych
reakcji indeksów. Amatorzy „kupowania” krótkoterminowej historycznej stopy
zwrotu z zamiarem szybkiego zarobku, będą raczej zawiedzeni.
Powód jest bardzo prosty. Jeżeli
skupimy się na wspomnianym na początku indeksie MSCI World to patrząc na ceny
akcji wchodzących w skład tego indeksu, na koniec października 35% z nich
(czyli około 560 spółek) odnotowało ujemną 30-procentową lub większą stopę
zwrotu względem początku korona-kryzysu (umownie przyjmijmy, że był to koniec
stycznia tego roku). Na koniec listopada
ta liczba spadła do 280 spółek, a średnia stopa zwrotu z nich wyniosła +7% licząc
od końca stycznia względem -5% miesiąc wcześniej (w okresie koniec stycznia –
koniec października). Dynamiczne zwyżki cen akcji są więc mniej prawdopodobne chociażby
ze względu na oczywisty fakt, że ich ceny są już sporo wyżej niż jeszcze
miesiąc temu.
Radosław Piotrowski
Doradca Inwestycyjny
Niniejszy materiał odzwierciedla opinie i
wiedzę jego autorów na dzień jego sporządzenia oraz został wydany jedynie w
celach informacyjnych i nie jest ofertą ani zachętą do dokonywania transakcji
kupna lub sprzedaży papierów wartościowych lub innych instrumentów finansowych.
Komentarz nie stanowi rekomendacji inwestycyjnej, analizy inwestycyjnej,
analizy finansowej ani innej rekomendacji o charakterze ogólnym dotyczącej
transakcji w zakresie instrumentów finansowych, o których mowa w ustawie z dnia
29 lipca 2005 r. o obrocie instrumentami finansowymi.
Jedną z bolączek rodzimej branży zarządzania aktywami (z ang. asset management) jest brak zainteresowania polskich inwestorów akcyjnymi funduszami inwestycyjnymi, a więc produktami, które z punktu widzenia zarówno podmiotów zajmujących się zarządzaniem funduszami, jak i dystrybutorów, są najbardziej atrakcyjne pod kątem dochodowości (relatywnie najwyższy poziom opłaty za zarządzanie) oraz przejrzystości i transparentności, a w konsekwencji bezpieczeństwa klientów oraz samej instytucji mającej w ofercie takie produkty. Przy czym te dwie cechy należy rozpatrywać łącznie, bo nie tak dawna historia polskiej branży asset management zna liczne przypadki bardziej dochodowych pomysłów na biznes, które jednak m.in. ze względu na brak transparentności często kończyły się w opłakany sposób dla klientów, a nierzadko także dla samej instytucji.
Celem dzisiejszego artykułu jest
jednak skupienie się na podmiotach, które są lub w niedalekiej przyszłości
pojawią się na polskiej „mapie” instytucji zarządzających aktywami i znalezieniu
przyczyny braku zainteresowania rodaków funduszami akcyjnymi. W inwestycyjnej
przestrzeni publicznej można znaleźć argumenty mówiące o wysokich kosztach,
dużej zmienności wartości inwestycji w krótkich okresach czasu, niemiłych
doświadczeniach z tymi produktami z okresu wielkiego kryzysu finansowego 2008-2009
czy braku edukacji ekonomicznej zarówno inwestorów, jak i pośredników
sprzedających te produkty.
Struktura inwestycji w fundusze w Polsce odbiega od tej na rynkach
rozwiniętych
Często podnosi się też argument,
że struktura inwestycji w fundusze w Polsce znacząco odbiega od tej na rynkach
rozwiniętych, co ma przejawiać się w dominującym udziale produktów o
charakterze obligacyjnym w ogólnej strukturze aktywów funduszy w Polsce.
Rzeczywiście jeżeli weźmiemy pod uwagę jedynie fundusze akcyjne, obligacyjne
oraz mieszane, to w funduszach dłużnych na koniec października tego roku Polacy
mieli ulokowane 108 miliarda złotych, co stanowiło blisko 66% aktywów
ulokowanych we wspomnianych trzech grupach funduszy (produkty akcyjne stanowiły
jedynie 13,5%). Dla porównania w 2007
roku, w funduszach obligacyjnych ulokowane było jedynie 13,2% wszystkich
aktywów zainwestowanych w fundusze akcyjne, mieszane i obligacyjne (w akcyjnych
funduszach Polacy mieli wtedy ulokowane 34,6% aktywów). Z małymi przerwami
aktywa zainwestowane w fundusze akcyjne i mieszane, systematycznie od 2007 roku
się „kurczą”, a aktywa funduszy obligacyjnych „pęcznieją”. Tymczasem w Stanach
Zjednoczonych te proporcje są nieco inne – w funduszach akcyjnych (tzw. mutual
funds, więc nie bierzemy pod uwagę funduszy ETF) Amerykanie mieli ulokowane na
dzień 18 listopada tego roku 41,7%
wszystkich aktywów funduszowych, a więc ponad trzykrotnie więcej niż w
Polsce. Jednak na przestrzeni ostatnich
13 lat ten udział też stopniał, bo w 2007 roku w funduszach akcyjnych za
Oceanem ulokowane było ponad 50% funduszowych inwestycji ogółem.
Wykres 1 – Udział funduszy
akcyjnych w ogólnej strukturze aktywów funduszy inwestycyjnych w Polsce i w
Stanach Zjednoczonych*
*dla większej przejrzystości wykresu
założyliśmy, że fundusze mieszane są złożone w 50% z akcji i 50% z obligacji i
rozdzieliliśmy aktywa ulokowane w tych funduszach pomiędzy fundusze akcyjne i
obligacyjne właśnie w takich proporcjach
Źródło: Citigroup, Goldman Sachs, obliczenia
własne
Kierunkowo zwyczaje
inwestycyjne w Polsce i za Oceanem są podobne
Jak widać na wykresie, kierunkowo
zwyczaje inwestycyjne w Polsce i za Oceanem są podobne, bo jeżeli weźmiemy pod
uwagę, że globalny rynek akcji, na którym inwestują amerykańskie mutual funds w
okresie 2008-2020 zyskał na wartości 128%, a polski rynek akcji, na którym
lokowały w 2008 roku środki polskie fundusze akcyjne i który w roku 2020 nadal
stanowi istotnyblisko 50% udział w funduszach akcyjnych ogółem stracił na
wartości ponad 4%, to różnica w skali spadku popularności inwestycji w fundusze
akcyjne na obu rynkach będzie dużo mniejsza niż wynikałoby to z prostego
porównania wartości aktywów w 2007 roku i obecnie.
Mniejszy spadek zaangażowania
inwestorów amerykańskich w te fundusze wynika z tego, że tzw. odpływ aktywów
był niwelowany przez wzrost wartości pozostałych w tych funduszach środków
wynikający ze wzrostu wartości rynków, na których te fundusze inwestują. Ich
polscy koledzy byli takiego rynkowego „dopalacza” w dużym stopniu pozbawieni.
Zaryzykujemy więc tezę, że nawyki
amerykańskiego inwestora funduszowego praktycznie nie różnią się od nawyków
lokalnych amatorów inwestycji w fundusze akcyjne – obie grupy na potęgę
wycofują środki z tej grupy funduszy. To co w szerszej perspektywie odróżnia
rynek amerykański od polskiego to fakt, że amerykańscy inwestorzy bardzo
dynamicznie inwestują w pasywne fundusze akcyjne, wśród których najpopularniejsze
są tzw. fundusze ETF. Na dzień 18 listopada tego roku wartość aktywów
zgromadzonych w akcyjnych funduszach ETF za Oceanem wynosiła 5,5 biliona
dolarów (USD), względem 8,3 biliona USD ulokowanych w mutual funds. Dla
porównania w Polsce, aktywa wszystkich akcyjnych funduszy pasywnych (a więc ETF
i innych funduszy indeksowych) wynosiły na koniec października 1,05 miliarda
złotych, co stanowiło 4,8% aktywów funduszy akcyjnych w Polsce ogółem. W USA w
2019 roku wartość aktywów akcyjnych funduszy pasywnych (ETF i inne fundusze
indeksowe) przekroczyła wartość aktywów zgromadzonych w akcyjnych mutual funds
zarządzanych aktywnie. Udział tej grupy w wartości funduszy akcyjnych ogółem
przekroczył więc 50%.
Dlaczego Polacy nie kupują funduszy akcyjnych?
Odpowiadając więc w jednym zdaniu
na pytanie postawione w tytule – dlaczego Polacy nie kupują funduszy akcyjnych?
Bo polska branża zarządzania aktywami praktycznie nie ma do zaoferowania
polskim inwestorom rozwiązań inwestycyjnych, dzięki którym ta klasa aktywów
cieszy się na rynkach rozwiniętych dużą popularnością. Nas cieszą pojawiające
się coraz częściej inicjatywy, które mają na celu promowanie pasywnej formy
inwestowania, zwłaszcza na rynku akcji, ale patrząc na przytoczone w poprzednim
akapicie wartości bezwzględne oraz procentowe, należy stwierdzić, że obecnie
jest to bardzo niszowa forma lokowania kapitału wybierana przez statystycznego
Kowalskiego.
Inwestorzy, amatorzy tzw. inwestowania w wartość (z ang. valueinvesting) na rynku akcji przeżywają obecnie swoje „pięć minut”. O tym czym jest valueinvesting oraz w jaki sposób zarobić na inwestowaniu w wartość pisaliśmy już w maju tego roku (artykuł Jak zarobić na inwestowaniu w wartość?). Dla porządku przypomnijmy jednak, że valueinvesting jest inwestowaniem w akcje spółek, których cena jest niższa niż wynikałoby to z ich fundamentów (czyli akcje tzw. niedowartościowanych spółek).
W zasadzie moglibyśmy napisać, że nasze majowe postrzeganie
inwestowania w wartość nie uległo zmianie i na tym temat zakończyć. Jednak z
racji tego, że na rodzimym rynku mamy wiele produktów inwestycyjnych, których
wysoka stopa zwrotu w ostatnich latach, a w konsekwencji popularność wśród
inwestorów, opiera się w głównej mierze na właściwym wyborze stylu inwestowania,
jakim jest inwestowanie we wzrost (z ang. growthinvesting)
postanowiliśmy przyjrzeć się czy obecny zryw valueinvesting zakończy się
równie szybko jak ten z przełomu maja i czerwca tego roku czy może potrwa nieco
dłużej, skazując zwolenników growthinvesting na prolongatę inwestycyjnej
„mizerii”, w nadchodzących tygodniach lub miesiącach.
Wykres 1 –
Relatywne zachowanie indeksu MSCI World Value względem MSCI World Growth (1
miesiąc)
Źródło: RefinitivEikon, opracowanie
własne
Aby growthinvestors nie poczuli się urażeni to, nawiązując do poprzedniego akapitu, warto wspomnieć, że „jedna jaskółka wiosny nie czyni”, ponieważ z perspektywy ostatnich kilku lat inwestowanie we wzrost było bezdyskusyjnie lepszym pomysłem niż inwestowanie w wartość.
Wykres 2 –Relatywne zachowanie indeksu MSCI World Value
względem MSCI World Growth (2011-2020)
Źródło: RefinitivEikon, opracowanie
własne
W naszym majowym artykule
napisaliśmy, że o relatywnym zachowaniu opisywanych dwóch stylów inwestowania w
dużej mierze decydują perspektywy gospodarcze oraz kierunek w jakim podążają
rentowności obligacji skarbowych na rynkach bazowych takich jak Stany
Zjednoczone czy Niemcy.
Lepszym perspektywom dla valueinvesting
towarzyszyły zazwyczaj poprawiające się perspektywy dla gospodarki oraz towarzyszące
temu zjawisko rosnących rentowności obligacji. Korelacja relatywnego zachowania
inwestowania w wartość względem inwestowania we wzrost za ostatnie 20 lat z
tymi dwoma zmiennymi wynosi odpowiednio 0,69 oraz 0,59.
Wbrew opiniom spotykanym w medialnym przekazie, inflacja nie odgrywa znaczącej roli w relatywnym zachowaniu valueinvesting. Korelacja pomiędzy zachowaniem valueinvesting względem growthinvesting, a inflacją w ostatnich 20 latach wynosi jedynie 0,12.
Przyszły rok w globalnej gospodarce, patrząc na zagregowane prognozy,
zapowiada się całkiem dobrze.
Po tym jak globalna gospodarka doświadczy w tym roku spadku Produktu Krajowego Brutto (PKB) o 4,4% względem roku 2019, to już w 2021 roku globalny PKB wzrośnie względem roku 2020 o 5,2%. W tym wypadku jest to o tyle istotne, że na relatywne zachowanie valueinvesting względem growthinvesting wpływa zmiana dynamiki PKB. Pożądaną sytuacją dla inwestowania w wartość jest przyspieszenie dynamiki PKB (lub powrót do wzrostu z wartości ujemnych), a z taką sytuacją będziemy mieli do czynienia w przyszłym roku.
Drugi z elementów, a mianowicie
zmianę rentowności obligacji skarbowych należałoby rozpatrzyć w dwóch okresach
– krótkim 3-miesięcznym oraz z perspektywy całego przyszłego roku. W normalnych
okolicznościach, przyspieszeniu dynamiki PKB towarzyszy wzrost rentowności
obligacji reagujący z jednej strony na wzrost oczekiwań inflacyjnych (nie
inflacji jako takiej, bo ta pojawia się w gospodarce ze sporym opóźnieniem –
dopiero w fazie spowolnienia gospodarczego) oraz ogólną poprawę apetytu na
ryzyko powodującą większe zainteresowanie inwestorów ryzykownymi aktywami
kosztem aktywów bezpiecznych, takich jak obligacje skarbowe. O ile w krótkim
3-miesięcznym okresie potencjał do dalszego wzrostu rentowności obligacji na
rynkach bazowych jest ograniczony, to już z perspektywy przyszłego roku
spodziewany jest ich dalszy wzrost (dla 10-letnich amerykańskich obligacji
skarbowych umiarkowanie powyżej poziomu 1% na koniec przyszłego roku).
Jak więc należy interpretować ten zestaw informacji? Obecny „zryw” valueinvesting w krótkim terminie należy uznać za zakończony, ale z perspektywy 2021 roku, jeżeli prognozy makroekonomiczne i związanie z zachowaniem obligacji się sprawdzą, kolejny „zryw” może potrwać nieco dłużej niż tylko kilka tygodni jak to miało miejsce w tym roku. Nie należy jednak spodziewać się, że będzie to trwałe odwrócenie trendu zapoczątkowanego w 2008 roku. Będzie to raczej coś na kształt tego co mogliśmy zaobserwować w roku 2016.
Radosław Piotrowski
Doradca Inwestycyjny
Niniejszy materiał odzwierciedla opinie i wiedzę jego autorów
na dzień jego sporządzenia oraz został wydany jedynie w celach informacyjnych i
nie jest ofertą ani zachętą do dokonywania transakcji kupna lub sprzedaży
papierów wartościowych lub innych instrumentów finansowych. Komentarz nie
stanowi rekomendacji inwestycyjnej, analizy inwestycyjnej, analizy finansowej
ani innej rekomendacji o charakterze ogólnym dotyczącej transakcji w zakresie
instrumentów finansowych, o których mowa w ustawie z dnia 29 lipca 2005 r. o
obrocie instrumentami finansowymi.
Wrzesień oraz październik nie rozpieszczały inwestorów, którzy bazując na medialnym przekazie i rosnącym strachu związanym z drugą falą pandemii koronawirusa, lokowali środki w złoto, mylnie wskazywane przez ekspertów jako „bezpieczna przystań”. Podobnie rzecz miała się ze spółkami technologicznymi, które ponownie miały stać się relatywnymi beneficjentami drugiej fali pandemii COVID-19 rozlewającej się po Świecie, przyspieszonej cyfrowej rewolucji i tym podobnych zjawisk. Co prawda po wyborach w USA sytuacja na razie wróciła do normy, ale o tym czy trwale, napiszemy zapewne w przyszłym tygodniu.
Dziś z kolei postanowiliśmy przybliżyć czytelnikom dlaczego często pozory mylą, a coś co jest skazane na sukces, niekoniecznie jest dobrym pomysłem inwestycyjnym. Mamy na myśli krótkoterminowe podejście, bazujące na bardzo popularnym, szczególnie wśród mniej wyedukowanych inwestorów indywidualnych, kryterium podejmowania decyzji inwestycyjnych, jakim jest historyczna stopa zwrotu.
Z perspektywy dwóch minionych miesięcy zachowanie amerykańskiego i europejskiego sektora technologicznego (akurat w Europie rola sektora technologicznego jest dużo mniejsza niż w USA), względem indeksów szerokiego rynku oraz absolutnej ceny złota, wyglądało tak.
Wykres 1 – Relatywne zachowanie sektora technologicznego w USA (względem indeksu S&P500) oraz w Europie (względem indeksu Stoxx600) (wrzesień 2020 – październik 2020)
Źródło: RefinitivEikon, obliczenia
własne
Wykres 2 – Zachowanie ceny
złota (wrzesień 2020 – październik 2020)
Źródło: RefinitivEikon, obliczenia
własne
Czy sektor technologiczny i złoto powrócą do trwałego trendu wzrostowego?
Nie można wykluczyć, że w dłuższej perspektywie sektor technologiczny i złoto powrócą do trwałego trendu wzrostowego (chociaż akurat w przypadku ceny złota jest to mało prawdopodobne), a oponenci stwierdzą, że inwestowanie to proces długoterminowy (sami kiedyś napisaliśmy, że to bardziej maraton niż sprint) i „gdybanie” czy w perspektywie dwóch miesięcy ten czy inny sektor będzie zachowywał się lepiej czy gorzej nie ma większego sensu.
Bazując na podejściu, które wykształciliśmy podczas naszej wieloletniej „przygody” z rynkiem kapitałowym, które obecnie stosujemy przy zarządzaniu własnymi środkami, a wkrótce zaproponujemy je także inwestorom oraz oczekiwaniom samych inwestorów nie możemy się jednak z tym zgodzić.
Zabrzmi to banalnie, nawet z perspektywy dwóch miesięcy, naszym zdaniem, lepiej jest mieć stopę zwrotu o 5 czy 8% pkt % wyższą niż niższą (chociaż oczywiście jesteśmy otwarci na merytoryczne argumenty jeżeli ktoś uważa inaczej). Zwłaszcza, że akurat w tym konkretnym przypadku, z dużą dozą prawdopodobieństwa można było założyć, że te „modne” pomysły najlepszy okres (przynajmniej krótkoterminowo) mają za sobą, a argumenty w stylu, że epidemia spowoduje wzrost ich wartości były kompletnie chybione.
Dynamiczny wzrost wartości tych aktywów w okresie marzec – sierpień tego roku nie był spowodowany epidemią samą w sobie – a tym jakie skutki wywołały, czy wyrażając się bardziej precyzyjnie, miały wywołać w mniemaniu inwestorów, działania banków centralnych i rządów, w przypadku spółek technologicznych wspomagane tezą, notabene słuszną, że epidemia przyspieszy globalne procesy cyfryzacji. Przy czym można dyskutować czy owe przyspieszenie przełoży się tak znacząco na zyskowność sektora jak sugerowałyby to wzrost kursów akcji spółek wchodzących w jego skład.
Owe skutki, nie chcąc zbytnio zanudzać naszych czytelników można streścić w dwóch zwrotach „wzrost inflacji” oraz „spadek realnej rentowności”. Dopóki, dopóty inwestorzy żyli w przekonaniu, że w bezprecedensowej wielkości „zastrzyk” pieniądza, który został zaaplikowany gospodarce spowoduje wzrost inflacji (zgodnie z tzw. ilościową teorią pieniądza), a popyt na obligacje skarbowe zapewniany m.in. przez banki centralne prowadzące ich, skup utrzyma ich rentowności „w ryzach”, można było „zamknąć oczy” i bez większego zastanowienia kupować spółki technologiczne i złoto.
Kiedy jednak inwestorzy zorientowali się się, że przed nami być może kolejne spowolnienie, wysokiej inflacji raczej szybko nie zobaczymy (pisaliśmy o tym 28 sierpnia w artykule Inflacji nie ma i nie będzie), a skala skupu aktywów prowadzona przez amerykański bank centralny zmalała, wpływając na wzrost rentowności obligacji, inwestowanie stało się jakby nieco trudniejsze.
Wykres 3 – Absolutne
zachowanie cen złota, relatywne zachowanie amerykańskiego sektora
technologicznego względem indeksu S&P500 na tle zmian realnej rentowności
amerykańskich 10-letnich obligacji skarbowych* (marzec 2020 – październik 2020)
W kontekście opisanych powyżej zjawisk, można nawet zaryzykować tezę, że zbliżająca się druga fala pandemii COVID-19, ceteris paribus, wpłynęła na spadek cen złota, a nie na jego spodziewany dalszy wzrost, jak wynikało z wielu komentarzy rynkowych.
Sektor technologiczny jako przedstawiciel tzw. inwestowania we wzrost (z ang. growthinvesting) ucierpiał na samym wzroście rentowności obligacji skarbowych, z którymi growthinvesting jest negatywnie skorelowany (współczynnik korelacji na poziomie -0,4). Swoje zrobił też wzrost oczekiwań rynkowych, że uzyskanie przez Partię Demokratyczną kontroli nad amerykańskim odpowiednikiem naszego sejmu, senatem oraz urzędem prezydenta, ułatwi zapowiadany przez kandydata Demokratów na prezydenta wzrost podatków, co negatywnie wpłynęłoby na zyskowność m.in. spółek technologicznych.
Ostatecznie ten scenariusz, którego prawdopodobieństwo rosło w miarę zbliżania się terminu wyborów, raczej się nie zrealizuje, bo o ile Demokraci zachowają kontrolę na amerykańskim sejmem (House) i z dużą dozą prawdopodobieństwa na chwilę pisania tego artykułu (5 listopada o godz. 15) odzyskają urząd Prezydenta, to już Senat raczej pozostanie pod kontrolą Partii Republikańskiej, co sprawi, że proces legislacyjny nie będzie aż tak prosty jak jeszcze kilka dni temu spodziewali się tego inwestorzy.
Na koniec warto zadać sobie jeszcze jedno pytanie? Czy opisane powyżej procesy są aż tak oczywiste dla statystycznego Kowalskiego? Oczywiście, że nie. My je znamy, bo jest to nasze codzienne zajęcie i praca, a lubimy pracę wykonywać dobrze.
Z perspektywy inwestora indywidualnego podejmowanie krótkoterminowych decyzji inwestycyjnych jest dosyć trudne, jeżeli jednak podejdzie do nich zdroworozsądkowo i „wyłączy się” na inwestycyjny szum, z którym styka się w mediach masowych, to podejmowanie racjonalnych decyzji inwestycyjnych nie powinno być aż tak trudne. Zawsze można też powierzyć pod opiekę środki profesjonalnemu podmiotowi.
Jeżeli chcesz rozpocząć przygodę z inwestowaniem lub jesteś już inwestorem na rynku kapitałowym, ale świeżo upieczonym i brakuje Ci praktycznej wiedzy, ten e-book jest dla Ciebie.
W zeszłym tygodniu w artykule Strategie
europejskich funduszy hedgingowych przybliżyliśmy czytelnikom tematykę
związaną z najbardziej popularnymi, także w Polsce, strategiami stosowanymi
przez fundusze hedgingowe. Jednym z pojęć jakie pojawiło się w artykule przy
okazji omawiania poszczególnych strategii była „krótka sprzedaż akcji”. Z racji
tego, że otrzymaliśmy kilka pytań czym owa krótka sprzedaż akcji jest, dziś
postanowiliśmy przybliżyć to pojęcie.
Na wstępnie zaznaczymy, że krótka sprzedaż nie musi dotyczyć tylko akcji. Akurat w przypadku zeszłotygodniowego artykułu pojęcie to było powiązane ze strategią akcyjną i dlatego dotyczyło akcji. Krótką sprzedaż można też stosować w przypadku innych instrumentów finansowych. Przy podejmowaniu własnych decyzji inwestycyjnych stosujemy ją np. dla funduszy ETF.
Czym jest krótka sprzedaż (z ang. short sale)?
Polega ona na sprzedaży
instrumentu finansowego, który uprzednio pożyczyliśmy od podmiotu posiadającego
go w swoim portfelu. Istotą takiej transakcji jest zarabianie na spadku ceny
instrumentu finansowego, który jest przedmiotem short sale. Pokazuje to
poniższy diagram.
Diagram – Mechanizm krótkiej sprzedaży
Źródło: wikipedia.org, opracowanie
własne
Inwestor spodziewający się spadku ceny instrumentu finansowego (na powyższym diagramie jednostek uczestnictwa funduszu ETF) pożycza od podmiotu, który posiada danego ETFa odpowiednią liczbę jednostek uczestnictwa w portfelu.
Zazwyczaj pożyczkodawcą będzie
fundusz inwestycyjny czy inny duży inwestor instytucjonalny, chociaż jako
ciekawostkę możemy powiedzieć, że my będąc stosunkowo niewielkim inwestorem też
udostępniamy posiadane przez nas ETFy jako przedmiot pożyczki. Taką
funkcjonalność zapewnia nam zagraniczny broker, z którego usług korzystamy.
Wynagrodzeniem pożyczkodawcy jest prowizja, którą pożyczkobiorca sprzedający „na krótko” musi zapłacić za pożyczenie danego instrumentu finansowego. Pożyczone jednostki uczestnictwa funduszu ETF sprzedający „na krótko” (z ang. short seller) sprzedaje po bieżącej cenie rynkowej. Jeżeli wszystko idzie po jego myśli i cena rynkowa jednostek spada, po pewnym czasie może on po bieżącej, niższej cenie odkupić sprzedane jednostki uczestnictwa oraz zwrócić je pożyczkodawcy. Różnica pomiędzy ceną odkupu, a sprzedaży pomniejszona o prowizję za pożyczkę oraz maklerską, stanowi jego zysk.
Tabela – Stopa zwrotu z
transakcji krótkiej sprzedaży
Pożyczka i sprzedaż na krótko jednostek uczestnictwa ETFa
Cena rynkowa: 110
Odkupienie i zwrot pożyczonych jednostek po upływie roku
Cena rynkowa: 80
Zysk brutto(przed uwzględnieniem prowizji)
+27,3% [- (80/110 – 1)]
Prowizja za pożyczenie papierów (w skali roku)
2,5%
Prowizje maklerskie (sprzedaż i kupno)
0,2%
Zysk netto (z uwzględnieniem prowizji)
+24,6% (27,3% – 2,5% – 0,2%)
Źródło: opracowanie własne
Oczywiście jeżeli „coś pójdzie nie tak” i cena danego instrumentu wzrośnie, sprzedający „na krótko” poniesie stratę. Jest to o tyle istotne, że w celu zabezpieczenia pożyczki short seller, oprócz kwoty prowizji, zobowiązany jest do wniesienia depozytu zabezpieczającego. Wartość tego depozytu jest aktualizowana na bieżąco – jeżeli cena pożyczonych jednostek uczestnictwa spada, ulega ona zmniejszeniu, jeżeli jednak cena owych jednostek rośnie, to w ślad za nią rośnie wartość depozytu, który sprzedający „na krótko” musi na bieżąco uzupełniać.
Czy warto stosować krótką sprzedaż w inwestowaniu?
Odpowiemy – to zależy. Poczatkującemu inwestorowi raczej jej nie polecamy. My sami ograniczamy tą technikę do niewielkiego kilku – czy maksymalnie kilkunastoprocentowego udziału w naszym portfelu inwestycyjnym, stosując ją tylko do funduszy ETF. Dodatkowo, w zdecydowanej większości przypadków, towarzyszy jej transakcja kupna innego funduszu ETF, którego skład stanowi podzbiór ETFa sprzedawanego na krótko (np. krótka sprzedaż ETFa śledzącego zachowanie europejskiego rynku akcji i kupno ETFa śledzącego zachowanie europejskiego akcyjnego sektora technologicznego).
Osobiście pojedynczych akcji balibyśmy się sprzedawać „na krótko”. Po pierwsze nie mamy w obszarze wyboru konkretnych emitentów doświadczenia, a po drugie analiza relacji zysku do ryzyka takiej transakcji jest dla nas bardzo niekorzystna. Zarobić na takiej transakcji maksymalnie możemy w przypadku kiedy cena akcji spadnie do zera, natomiast strata jest nieograniczona, bo cena akcji teoretycznie może rosnąć w nieskończoność. Co prawda podobnego argumentu można użyć do ceny jednostki funduszu ETF, ale nam trudno wyobrazić sobie sytuację żeby wzrost ceny ETFa wyniósł np. kilkaset procent w ciągu roku. W przypadku akcji takie ryzyko jest dużo większe.
Doskonałym przykładem może być cena akcji jednego z amerykańskich producentów samochodów elektrycznych, notabene jeszcze nie tak dawno jednego z ulubionych walorów będącego przedmiotem transakcji krótkiej sprzedaży. W ciągu roku cena akcji tego emitenta urosła o, uwaga, ponad 770%. Dla sprzedającego „na krótko” tą akcję, jest to wysokość poniesionej w ciągu roku straty.
W dzisiejszym artykule odkurzamy
nieco zaniedbany przez nas w ostatnich miesiącach obszar edukacji inwestycyjnej.
Wykorzystując fakt, że na własne potrzeby badaliśmy temat europejskich funduszy
hedgingowych i strategii przez nich stosowanych, postanowiliśmy podzielić się
spostrzeżeniami z szerszą publiką.
Fundusz hedgingowy (z ang.
hedge fund) jest, jak sama nazwa wskazuje rodzajem funduszu inwestycyjnego.
Nie ma jednej słusznej definicji tego typu funduszu. Wśród cech
charakterystycznych hedge funds można wymienić portfel składający się z
płynnych aktywów, czyli takich, które można relatywnie szybko zamienić na
gotówkę, stosowanie niestandardowych technik inwestycyjnych oraz instrumentów
pochodnych czy cechę, którą charakteryzują się, do niedawna bardzo popularne w
naszym kraju, fundusze absolutnej stopy zwrotu, a więc dążenie do generowania
dodatniego wyniku niezależnie od sytuacji rynkowej.
Strategii funduszy hedgingowych
jest cała masa i nie badaliśmy i ocenialiśmy każdej z nich, zwłaszcza, że
ostatecznie nie mielibyśmy kompetencji żeby znaczną część z nich stosować w
praktyce, a taki był cel tego badania. Na własne potrzeby skupiliśmy się na
najbardziej popularnych, prostych strategiach, które stosują fundusze
europejskie, spełniające kryteria UCITS, a mianowicie:
Equity long short, czyli strategii
polegającej na kupowaniu akcji, co do których spodziewamy się wzrostu ceny i
dokonywaniu transakcji krótkiej sprzedaży akcji, odnośnie których spodziewamy
się spadku ceny;
Global macro, czyli strategii polegającej
na zajmowaniu pozycji w akcjach, obligacjach czy walutach będącej efektem
antycypacji zjawisk makroekonomicznych, które wpływają na ceny tych aktywów;
Equity market neutral, czyli strategii,
która polega na kupowaniu akcji, których perspektywy postrzegamy pozytywnie
przy jednoczesnym zabezpieczeniu ryzyka charakterystycznego dla całej branży,
sektora czy obszaru geograficznego, w którym działa przedmiot naszej
inwestycji;
Multi asset, czyli strategii, która
polega na inwestowaniu w różne klasy aktywów takie jak akcje, obligacje, towary
w celu stworzenia odpowiednio zróżnicowanego portfela.
Z racji tego, że naszym głównym
kryterium przy podejmowaniu decyzji inwestycyjnych jest ocena relacji zysku do
ryzyka, badanie atrakcyjności powyższych strategii ograniczyło się właśnie do
tych dwóch zmiennych. Na wykresie zagregowane zachowanie europejskich hedge
funds na przestrzeni ostatnich niespełna 11 lat wygląda tak.
Wykres 1 – Zagregowane zachowanie funduszy spełniających
kryteria UCITS i stosujących wybrane strategie hedgingowe
Źródło: absolutehedge.com, opracowanie
własne
Wyniki są o tyle zaskakujące, że
dwie dosyć popularne w naszym kraju strategie, a więc market neutral
oraz global macro osiągnęły w ujęciu absolutnym zdecydowanie najgorsze
wyniki. W ciągu blisko 11 lat wygenerowały one stratę w wysokości odpowiednio
3,7% (market neutral) i 2,3% (global macro). Podkreślamy przy
tym, że oczywiście wynik ten jest pochodną tego, że część funduszy stosujących
te strategie osiągała lepsze wyniki, a część gorsze niż wskazane wartości i w
taki sposób obliczono średnie stopy zwrotu. Nie mniej jednak wybór takich
strategii inwestycyjnych nie był raczej najlepszą metodą lokowania kapitału. Niezależnie
od tego jak przedstawia się relacja zysku do ryzyka (o której napiszemy za
chwilę), strata w ujęciu absolutnym to po prostu strata, nawet osiągnięta przy
małym ryzyku inwestycyjnym.
Zdecydowanie in plus wyróżniały
się dwie inne, też dosyć popularne w Polsce strategie multi asset oraz equity
long short, które wygenerowały w analizowanym okresie stopy zwrotu na
poziomie 25,6% (multi asset) oraz 22,3% (equity long short). W
ponad 10-letnim okresie te stopy zwrotu na polskim inwestorze nie robią
wrażenia, ale pamiętajmy, że jedną z cech tego typu strategii jest generowanie
dodatnich wyników niezależnie od koniunktury rynkowej. Zarządzający w tym
wypadku „biją się” ze stopą wolną od ryzyka, która od 2015 roku w Eurolandzie
jest ujemna. W tym kontekście zwrot na poziomie ponad 2% w skali roku można
uznać za bardzo przyzwoity.
Która ze strategii była lepsza biorąc pod uwagę relację zysku do
ryzyka?
Sam zysk wskazuje na strategię multi asset. Zestawiając ów zysk z ryzykiem mierzonym zmiennością (którą oszacowaliśmy prostym wzorem na odchylenie standardowe stopy zwrotu) wyliczyliśmy tzw. współczynnik zmienności. Informuje on ile ryzyka (mierzonego wspomnianym odchyleniem standardowym) przypada na jedną jednostkę zysku. Im mniejsza wartość tego wskaźnika tym lepiej (pod warunkiem, że jest dodatnia), ponieważ oznacza to, że generując jedną jednostkę zysku, ponosimy mniejsze ryzyko przy jej wygenerowaniu. Wskaźnik ten oblicza się jako iloraz odchylenia standardowego oraz średniej stopy zwrotu. Dla naszych dwóch strategii z dodatnią stopą zwrotu w analizowanych okresie, wartość współczynnika zmienności wygląda tak.
Wykres 2 – Wartość
współczynnika zmienności dla strategii multi asset oraz equity long short
Źródło: absolutehedge.com, opracowanie
własne
Lepszą relacją zysku do ryzyka
charakteryzowała się w badanym okresie strategia multi asset. Generując
wspomniany najwyższy zwrot w ujęciu absolutnym, zarządzający stosujący tą
strategię ponosili mniejsze ryzyko inwestycyjne niż inwestorzy stosujący
strategię equity long short.
Jakie wnioski pochodzą z
powyższej analizy? Oczywiście każdy z czytelników powinien wyciągnąć je
samodzielnie, co nie powinno być dosyć trudne jeżeli jest racjonalnym
inwestorem, którego interesują inwestycje alternatywne. Dla nas wyniki naszego
badania są jedynie potwierdzeniem właściwego kierunku jaki obraliśmy przy
zarządzaniu własnym kapitałem, a w przyszłości także kapitałem inwestorów.
Pomimo tego, że wrzesień na tle
poprzednich kilku miesięcy na globalnych rynkach finansowych wygląda dosyć
ciekawie, a część, zwłaszcza nowych inwestorów giełdowych na własnej skórze
przekonuje się, że w inwestowaniu na giełdzie to nie tylko ruch w górę. Problem
w doborze ciekawego tematu do naszego cotygodniowego artykułu polega na tym, że
przeczytać o owej przecenie można praktycznie w każdym serwisie finansowym, a
dodatkowo chcąc uniknąć powielania tematu przeceny, przedstawiliśmy go w sposób
odbiegający od mainstream’owego przekazu w artykułach z 9 września Dlaczego
spadło chociaż miało rosnąć? i 16 września Pozory
mylą czyli o wyższości braku „sztampy” w inwestowaniu.
W tym kontekście w tym tygodniu z
racji braku, naszym zdaniem, ciekawego autorskiego tematu artykułu,
postanowiliśmy odtwórczo, wykorzystując pracę kolegów z jednego z amerykańskich
banków inwestycyjnych, przedstawić potencjalne skutki wyborów prezydenckich
oraz wyborów do amerykańskiego Kongresu, które odbędą się w listopadzie.
Nasi czytelnicy wiedzą, że do
kwestii prognozowania wyników wydarzeń politycznych podchodzimy jak „pies do
jeża” dlatego do przedstawionych dzisiaj scenariuszy rynkowych nie
przywiązujemy aż tak dużej wagi. Wiemy jednak, że jest spora rzesza inwestorów,
która stara się wplatać wydarzenia polityczne do procesu podejmowania decyzji
inwestycyjnych i to głównie dla nich przeznaczony jest dzisiejszy artykuł.
Na początek, jeżeli drogi
czytelniku zaliczasz się do tej grupy inwestorów, sugerujemy abyś do wszelkiego
rodzaju sondaży, szczególnie w wyścigu prezydenckim, podchodził z dużą dozą
rezerwy. Faworytem na ten moment wydaje się co prawda kandydat Partii
Demokratycznej, ale patrząc na to jak wyglądały wyniki sondaży przed czterema
laty w tzw. swing states, a więc w stanach, w których liczba demokratycznych i
republikańskich wyborców jest podobna i nie można a priori określić,
który kandydat odniesie w nich zwycięstwo.
Wykres 1 – Porównanie przewagi kandydata Demokratów nad kandydatem
republikańskim w sondażach (poll differential) na koniec sierpnia w
kluczowych swing states w 2016 roku i obecnie
Źródło: Bank of America Merrill Lynch
Obok obecnie około
60-procentowego prawdopodobieństwa zwycięstwa Joe Biden’a w wyborach
prezydenckich, rynki na około 55% oceniają szanse, że Demokraci będą po
listopadowych wyborach kontrolować Izbę Reprezentantów (odpowiednik polskiego
Sejmu). Sytuacja, w której Demokraci zdobywają pełnię władzy (bo
prawdopodobieństwo utrzymania kontroli nad Senatem wynosi obecnie 84%) nie jest
niczym nadzwyczajnym i miała miejsce w 22 powojennych latach. Była ona
pozytywna dla zachowania amerykańskiego rynku akcji, chociaż trzeba przyznać,
że każda z konfiguracji poza jedną była pozytywna dla indeksu S&P500 po
1945 roku (tabela poniżej).
Tabela – Stopy zwrotu (w
ujęciu rocznym) z indkesu S&P500 na tle różnych konfiguracji władzy w
Stanach Zjednoczonych (1945 – 2016)
Źródło: Bank of America Merrill Lynch
W ujęciu zagregowanym Prezydent z
ramienia Partii Demokratycznej przy założeniu kontroli and Izbą Reprezentantów
przez tą partię, był korzystniejszym rozwiązaniem dla rynków akcji za Oceanem
niż w przypadku kiedy kontrolę nad tymi dwoma urzędami sprawowali Republikanie,
patrząc na zarówno na okres od 1928 jak i historię po II Wojnie Światowej.
Wykres 2 – Średnioroczne stopy
zwrotu z indeksu S&P500 przy jednoczesnej kontroli przez poszczególne
partie Izby Reprezentantów oraz urzędu Prezydenta (1928 – 2020)
Źródło: Bank of America Merrill Lynch
Radosław Piotrowski
Doradca Inwestycyjny
Niniejszy materiał odzwierciedla opinie i wiedzę jego autorów
na dzień jego sporządzenia oraz został wydany jedynie w celach informacyjnych i
nie jest ofertą ani zachętą do dokonywania transakcji kupna lub sprzedaży
papierów wartościowych lub innych instrumentów finansowych. Komentarz nie
stanowi rekomendacji inwestycyjnej, analizy inwestycyjnej, analizy finansowej
ani innej rekomendacji o charakterze ogólnym dotyczącej transakcji w zakresie
instrumentów finansowych, o których mowa w ustawie z dnia 29 lipca 2005 r. o
obrocie instrumentami finansowymi.