Strategia inwestycyjna czyli przełożenie teorii na praktykę

Zeszłotygodniowym wpisem Profil inwestycyjny – czy to aby na pewno zbędna formalność? zapoczątkowaliśmy serię artykułów na temat sposobu świadczenia usług inwestycyjnych w profesjonalny sposób.
Dziś kolejny etap – jak przełożyć informacje, które otrzymaliśmy w procesie określania profilu inwestycyjnego na konkretną strategię inwestycyjną. Zastrzegamy przy tym, że przechodząc bezpośrednio do kolejnego kroku inwestycyjnego, elementem pośrednim który pomijamy jest coś tak oczywistego jak zawarcie umowy o świadczenie określonych usług inwestycyjnych (przypominamy, że my skupiamy się głównie na usłudze doradztwa inwestycyjnego).

Dodatkowo aby szerzony przez nas „inwestycyjny kaganek oświaty” miał większą szansę „trafienia pod strzechy”, że zacytujemy naszego narodowego wieszcza, postanowiliśmy w tym i kolejnych wpisach stworzyć postać fikcyjnego klienta detalicznego, statystycznego Kowalskiego, chociaż akurat w dzisiejszym artykule będzie to statystyczna Pani Kowalska, korzystająca z fikcyjnej usługi doradztwa inwestycyjnego.

Nasza bohaterka jest już po ciekawym i edukującym (bo na każdym kroku procesu inwestycyjnego stosujemy wobec niej standardy z rynków rozwiniętych, a nie te z naszej lokalnej rzeczywistości) procesie określania profilu inwestycyjnego. Pani Kowalska wpisała się w przeważającą większość rodzimych inwestorów, którzy nie akceptują zbyt dużego poziomu ryzyka inwestycyjnego i boją się nawet krótkoterminowych, niewielkich niezrealizowanych strat. Chociaż musieliśmy ją wyprowadzić z błędu, że przy takim nastawieniu do ryzyka powinna oczekiwać w obecnych warunkach rynkowych stopy zwrotu z inwestycji na poziomie bliższym 2,5% w skali roku, a nie 8%, które jej z kolei wydawały się czymś naturalnym. Jak sama powiedziała –„Jeszcze nie tak dawno, mając na myśli rok 2008…dostawałam na lokacie bankowej gwarantowane 6%, a nawet w zeszłym roku miły, człowiek z instytucji o nazwie „family coś tam” namawiał mnie na kupno bardzo bezpiecznej obligacji z oprocentowaniem 8% w skali roku…”
Jednocześnie poinformowaliśmy Panią Kowalską, że horyzont inwestycyjny czyli okres, na który powinna powierzyć nam środki do usługi, powinien wynosić przynajmniej 2 lata.

Uzbrojeni w takie informacje przystąpiliśmy do ułożenia strategii inwestycyjnej dla naszej bohaterki, która zapewniłaby jej osiągniecie 2,5-procentowej stopy zwrotu w skali roku w 2-letnim horyzoncie inwestycyjnym (czyli w okresie 2 lat Pani Kowalska powinna zarobić 5%) tak aby ta 2-letnia droga nie była zbyt wyboista, czyli aby nie podnosić naszej bohaterce zbytnio ciśnienia, poprzez nawet chwilowe uszczuplenie zainwestowanych przez nią środków (i potencjalnych zysków).

Mniej wtajemniczonym czytelnikom wyjaśniamy, że strategia inwestycyjna definiuje sposób osiągnięcia wynikających z profilu inwestycyjnego celów inwestycyjnych przy uwzględnieniu ograniczeń, z których dla nas najważniejsze jest ograniczenie wynikające z horyzontu inwestycyjnego.

Strategia stanowi więc konkretyzację informacji wynikających z profilu. Konserwatywny profil inwestycyjny Pani Kowalskiej zdeterminował ułożenie strategii inwestycyjnej o dominującym udziale instrumentów uważanych za bezpieczne o dużej płynności (możliwości spieniężenia w dowolnej chwili), których udział w portfelu mógł wynosić nawet do 100% wartości powierzonych przez nią środków. My dodatkowo widzieliśmy możliwość dodania domieszki instrumentów alternatywnych oraz o ograniczonej płynności, przy czym możliwość ich spieniężenia nie może przekraczać 2-letniego horyzontu inwestycyjnego i których udział nie powinien przekraczać 10% wartości powierzonych środków.

Wiedząc, że nasza bohaterka chce po prostu zarobić owe 2,5%, strategia przybrała nazwę o bardzo tajemniczym brzmieniu target return, czyli docelowa stopa zwrotu w horyzoncie inwestycyjnym. Wyjaśniając w jednym zdaniu – obiecaliśmy naszej inwestorce, że zrobimy wszystko co w naszej mocy żeby zarobiła w ustalonym horyzoncie 2,5% w skali roku (oczywiście niczego jej nie gwarantując, bo tego ogólnie robić nie wolno). Jednocześnie zaproponowany produkt mix (wspomniane instrumenty bezpieczne i alternatywne) miały cechować się bardzo niskim ryzykiem. Ryzyko poniesienia jakiejkolwiek straty na tej inwestycji wynosić miało praktycznie 0% (przy założeniu, że żaden z emitentów rekomendowanych rozwiązań, nie będzie chciał nas oszukać, przekazując nam np. nieprawdziwe informacje stanowiące podstawę do przeprowadzanej przez nas analizy atrakcyjności inwestycyjnej). Wszak jak pokazał zeszły rok nawet spora rzesza inwestorów profesjonalnych „dała się nabrać” na inwestycję w pewną spółkę windykacyjną, która miała podobno bardzo świetlane perspektywy.

[center]
Wykres – Przełożenie zaproponowanej fikcyjnej strategii dla naszej bohaterki na długoterminową stopę zwrotu z jej inwestycji
[/center]

alt text

[center]
Źródło: Bloomberg, obliczenia własne
[/center]


Oczywiście drogi czytelniku przytoczony przykład inwestora konserwatywnego jest tylko jedną z możliwości. Za tydzień przybliżymy przykład z drugiego końca ekstremum – inwestora o agresywnym profilu inwestycyjnym.

Miedź, a sprawa chińska

W zeszłym roku miedź była jednym z gorzej zachowujących się aktywów. Cena spadła w 2018 roku o blisko 20%, dzięki czemu „załapała się” ona na najniższy stopień podium naszych inwestycyjnych kitów w 2018 roku – artykuł z 7 stycznia tego roku Inwestycyjny hit i kit minionego 2018 roku.

Nie zagłębiając się zbytnio w przyczyny, można jedynie wspomnieć, że duża w tym zasługa Chin, które odpowiedzialne są za blisko 50% globalnego popytu na miedź (dane z 2017 roku). Spowolnienie aktywności w chińskiej gospodarce przełożyło się więc na niższy popyt na miedź. Mniejszy popyt to z kolei, przy założeniu niezmienności innych czynników, niższa cena.
Od początku roku miedź, podobnie jak inne ryzykowne aktywa przeżywa jednak odrodzenie – od 2 stycznia tego roku zanotowała wzrost ceny o 7,8%.

Dziś zastanowimy się czy ten trend może być kontynuowany. Z racji tego, że miedź nie jest instrumentem finansowym możemy nieco „popuścić wodzy fantazji” nie ryzykując bycia posądzonym o świadczenie usługi doradztwa inwestycyjnego bez wymaganych zezwoleń. Przypominamy, że doradztwo inwestycyjne dotyczy instrumentów finansowych.

Doszukując się przyczyn takiego zachowania się ceny miedzi od początku roku, można wskazać na ogólną poprawę sentymentu na rynkach finansowych. Generalnie uważamy, że po tak imponującej końcówce zeszłego roku i początku obecnego, należy zachować w krótkim terminie powściągliwość w inwestowaniu w ryzykowne aktywa.

Jednak z perspektywy całego roku relacja potencjalnego zysku do ryzyka dla miedzi jest korzystna. Innymi słowy – w krótkim terminie tzw. „coś”, o którym pisaliśmy w zeszłym tygodniu – artykuł z 7 lutego A nie mówiliśmy…? Czyli krótki przegląd zachowania i perspektyw dla US Treasuries może spowodować spadek ceny, ale w dłuższym terminie można spodziewać się jej wzrostu.

Nastawienie inwestorów instytucjonalnych do perspektyw dla cen miedzi pomimo silnego początku roku nadal jest per saldo negatywne. Dla nas jest to wskaźnik, który należy traktować w sposób kontrariański (o czym pisaliśmy przy okazji mini-cyklu o inwestowaniu w towary – artykuł z 17 stycznia tego roku Jak i kiedy inwestować w towary, ze szczególnym naciskiem na kakao [cz.2].

[center]
Wykres 1 – Nastawienie inwestorów instytucjonalnych do cen miedzi mierzone pozycjonowaniem za pomocą kontraktów terminowych
[/center]

alt text

[center]

*Money Managers net – otwarte pozycje netto, Money Managers short – otwarte pozycje krótkie, Money Managers long – otwarte pozycje długie

Źródło: Societe Generale*
[/center]

Dodatkowo widoczne są pierwsze oznaki potencjalnej poprawy sytuacji w niektórych sektorach chińskiej gospodarki, które generują popyt na metale przemysłowe takie jak miedź. W ostatnim kwartale zeszłego roku można było zaobserwować wyższy niż by to wynikało z efektów sezonowych wzrost podpisanych kontraktów infrastrukturalnych przez duże chińskie przedsiębiorstwa specjalizujące się w tego typu projektach.

[center]
Wykres 2 – Liczba zawartych kontraktów infrastrukturalnych przez wybrane chińskie przedsiębiorstwa
[/center]

alt text

[center]
*CCCC – China Communications Construction Company, CRCC – China Railway Construction Corporation, CRG – China Railway Group

Źródło: Citigroup*
[/center]

Odczyt ten jest traktowany jako dobry wskaźnik wyprzedzający dla popytu na metale przemysłowe i sugeruje, że stymulacja fiskalna chińskiego rządu (pobudzanie aktywności w gospodarce poprzez wzrost wydatków lub obniżkę podatków) powinna wkrótce zacząć przynosić pożądane efekty. W połączeniu z brakiem dużych inwestycji skutkujących zwiększeniem wydobycia i przerobu rudy miedzi mogących przełożyć się na wzrost podaży miedzi sprawia to, że jesteśmy optymistami jeżeli chodzi o cenę tego towaru. Wszak większy popyt przy niezmienionej podaży oznacza wzrost ceny.

Zwracamy jednocześnie uwagę, że wspomniane już „coś” może w krótkim terminie ten pozytywny obraz zakłócić. Pierwszym skojarzeniem czym owe „coś” mogłoby być, jest ewentualne fiasko rozmów handlowych między Chinami, a Stanami Zjednoczonymi. Nie siedzimy jednak w głowach negocjatorów, a tym bardziej przywódców obu supermocarstw, więc nie „zaprzątamy sobie głowy” zgadywaniem czy oba Państwa się dogadają czy nie, skupiając się wyłącznie na mierzalnej relacji zysku do ryzyka.


Niniejszy materiał odzwierciedla opinie i wiedzę jego autorów na dzień jego sporządzenia oraz został wydany jedynie w celach informacyjnych i nie jest ofertą ani zachętą do dokonywania transakcji kupna lub sprzedaży papierów wartościowych lub innych instrumentów finansowych. Komentarz nie stanowi rekomendacji inwestycyjnej, analizy inwestycyjnej, analizy finansowej ani innej rekomendacji o charakterze ogólnym dotyczącej transakcji w zakresie instrumentów finansowych, o których mowa w ustawie z dnia 29 lipca 2005 r. o obrocie instrumentami finansowymi.

Profil inwestycyjny – czy to aby na pewno zbędna formalność?

Dzisiejszym artykułem rozpoczynamy cykl artkułów edukacyjnych, które od podstaw, w prosty i zrozumiały sposób przybliżą naszym czytelnikom w jaki sposób powinny być świadczone profesjonalne usługi inwestycyjne. Szczególny nacisk kładziemy na usługę doradztwa inwestycyjnego.

W poprzednich dwóch wpisach być może trochę „przynudzaliśmy” na temat profesjonalizmu regulacyjnego (artykuły z 24 stycznia Aspekty regulacyjne profesjonalnego doradztwa inwestycyjnego oraz z 31 stycznia 2019 roku Sposoby świadczenia usługi doradztwa inwestycyjnego.

W dzisiejszym i kilku kolejnych artykułach przechodzimy do tego, co z perspektywy klienta-inwestora jest najważniejsze, a więc do aspektu inwestycyjnego.
Dziś pierwszy krok, który powinien być nieodłącznym elementem każdego procesu inwestycyjnego, a więc wyznaczenie profilu inwestycyjnego. Wyjaśniamy, profil inwestycyjny jest to określenie celów i ograniczeń inwestycyjnych, na podstawie udzielanych przez inwestora odpowiedzi. Rzutują one na to jakie instrumenty finansowe i w jakich proporcjach mogą być polecane czy rekomendowane klientowi.

Przykładowo klientowi o profilu konserwatywnym, który ma krótki 1-roczny horyzont inwestycyjny, a więc okres czasu, po którego upływie chciałby wycofać zainwestowane środki i nie akceptuje wysokiego ryzyka inwestycyjnego nie powinniśmy rekomendować czy polecać produktów inwestycyjnych opartych o rynek akcji czy surowców.

Niestety często, nad czym ubolewamy, ten krok czyli wyznaczenie profilu inwestycyjnego, który jest możliwy dopiero po poznaniu potrzeb Klienta jest przez wielu inwestorów, ale także doradców traktowany jako zło konieczne lub tylko jako wymóg regulacyjny. Znane są nam przypadki, w których doradca pojawiał się na spotkaniu z klientem z wypełnionym formularzem określania profilu inwestycyjnego, tak aby ten profil wpisywał się w wymogi dla produktu inwestycyjnego, który doradca chce inwestorowi sprzedać. Z naszego punktu widzenia, taka sytuacja jest niedopuszczalna i w dłuższej perspektywie powoduje przykre konsekwencje dla inwestora. Tutaj ponownie zalecamy czujność.

Odpowiedzialność za taki stan rzeczy nie leży jedynie po stronie doradcy i chęci sprzedaży konkretnego produktu, ale także klienta-inwestora, który często nie chce lub nie ma czasu odpowiadać na pytania, które zawarte są w ankiecie do określania profilu inwestycyjnego.
Często same instytucje, które opracowują dany formularz traktują to jako tzw. przykry obowiązek. W rezultacie formularz określania profilu inwestycyjnego zawiera jedynie niezbędne minimum wymagane regulacjami, często jeszcze przedstawione w niezrozumiały i nieciekawy sposób.

Nie będziemy też rozwijać wątku, że często wzory formularzy publikowane, wydawać by się mogło, przez instytucje, które powinny mieć specjalistyczną wiedzę w tym temacie, zawierają błędy merytoryczne. Tymczasem, mając doświadczenie z procesem określania profilu inwestycyjnego na rynkach rozwiniętych, wiemy, że ten proces można zaprojektować w ciekawy sposób, tak żeby nie sprawiał on wrażenia niepotrzebnej konieczności i oprócz spełniania swojej podstawowej roli, niósł też ze sobą walory edukacyjne. Klient dzięki temu rozumie po co go wypełnia, a dodatkowo jakie informacje i w jakim celu nam przekazuje dzięki odpowiedzi na poszczególne pytania zawarte w kwestionariuszu.

Zabrzmi to banalnie, ale uważamy, że jeżeli coś jest stworzone w przyjazny i zrozumiały sposób, a dodatkowo możemy się dzięki temu czegoś nowego nauczyć, to wykonujemy to chętniej niż jeżeli dany proces jest takich walorów pozbawiony.

Inną sprawą jest to, żebyś drogi czytelniku, potencjalny kliencie usługi doradztwa inwestycyjnego, uświadomił sobie, że profil inwestycyjny w obecnie funkcjonującym procesie świadczenia usług inwestycyjnych polegających często na bezpośredniej komunikacji z doradcą w modelu doradztwa zależnego (o którym piszemy we wspomnianym w pierwszym akapicie artykule z 31 stycznia), jest jedynym sposobem na w pełni obiektywne określenie twoich oczekiwań oraz możliwości inwestycyjnych i ma cię uchronić przed podejmowaniem niewłaściwych decyzji inwestycyjnych. Stąd nasza próba uświadomienia tobie, jak ważny jest to proces.

Zaznaczamy przy tym, że niewłaściwe mogą być decyzje zarówno zbyt ryzykowne, jak i zbyt konserwatywne.

W kolejnym artykule napiszemy o tym jak profil inwestycyjny przekłada się na proces rekomendowania konkretnych rozwiązań inwestycyjnych.

A nie mówiliśmy…? Czyli krótki przegląd zachowania i perspektyw dla US Treasuries

Co do zasady staramy się nie uprawiać samozachwytu, ale dziś postanowiliśmy zrobić mały wyjątek, co zresztą sygnalizujemy już w tytule. W artykule z 27 września 2018 roku Obligacje skarbowe, a gospodarka zaryzykowaliśmy dosyć nieszablonową wtedy tezę, że dalszy wzrost rentowności amerykańskich obligacji skarbowych (US Treasuries) jest dla nas mało prawdopodobny i należałoby raczej spodziewać się ich spadku. Główną przyczyną takiego stanu rzeczy miało być wejście amerykańskiej gospodarki w fazę spowolnienia.

Dziś odświeżamy temat i zerkamy czy te przewidywania się sprawdziły. Żeby natomiast nie zostać posądzonym przez naszych czytelników o zanudzanie informacjami z przeszłości (na nich w końcu zarobić się nie da), przedstawimy też nasze view w tej materii na przyszłość. Na wykresie poniżej pokazujemy jak zachowywały się rentowności amerykańskich obligacji skarbowych w okresie ostatnich 12 miesięcy.

[center]
**Wykres – Rentowność 10-letnich amerykańskich obligacji skarbowych (luty 18 – luty 19)
**
[/center]

alt text

[center]

  • Źródło: money.net*
    [/center]

Rentowność US Treasuries rzeczywiście spadła, a fundamentalnie stała za tym perspektywa spowolnienia gospodarczego w amerykańskiej gospodarce. Przyznajemy, że w naszej prognozie nie wzięliśmy pod uwagę takiego natężenia negatywnego szumu medialnego, jaki miał miejsce w ostatnim kwartale zeszłego roku. On również przyczynił się do tego dynamicznego spadku rentowności (z ang. yield). Oczywiście, trzymając się naszego podejścia inwestycyjnego w krótkim terminie, widzieliśmy euforyczny sentyment na rynkach, który sugerował, że „coś” może się wydarzyć, (nie będąc wróżbitami, podobnie jak większość inwestorów dowiadujemy się czym to „coś” jest zazwyczaj jak już się wydarzy). Czegoż to jednak nie doświadczyliśmy w Q4: eskalacja chińsko-amerykańskiej wojny handlowej, komplikacje związane z Brexitem, government shutdown za Oceanem „jastrzębi” FED, który miał wpędzić amerykańską gospodarkę w recesję i „zatopić” rynek akcji. Istny inwestycyjny Argmageddon, przy którym blednąć wydawała się amerykańska superprodukcja z 1998 roku o tym samym tytule z Bruce’m Willis’em w roli głównej. Z końcem roku na szczęście negatywny medialny szum nieco przycichł i obecnie wygląda na to, że sytuacja wróciła do normy.
Obiecywaliśmy, że nie będziemy zanudzać historią, więc tyle o przeszłości. Z racji tego, że nieszablonowe myślenie mamy niejako we krwi, uważamy, że wszelkie teorie o tym, że amerykańska gospodarka doświadczy w tym roku znaczącego spowolnienia, są mocno przesadzone (czemu zresztą daliśmy wyraz w artykule z 21 stycznia tego roku Czy to już koniec cyklu zacieśniania monetarnego przez amerykańską Rezerwę Federalną?. W związku z tym, oczekiwania inwestorów dotyczące przyszłej inflacji za Oceanem (wykres poniżej) oraz jedynie jednej podwyżki stóp procentowych przez FED w tym roku (na dzień pisania tego artykułu inwestorzy wyceniali jedynie 1,1 podwyżkę stóp procentowych w USA w 2019 roku) zdają się być myśleniem życzeniowym. Co za tym idzie ponownie „wyjdziemy przed szereg” stwierdzając, że o ile nie można wykluczyć, że rentowności chwilowo jeszcze spadną w reakcji na kolejne „coś” (o którym podobnie jak ty drogi czytelniku, my także na chwilę obecną nic nie wiemy), to w dalszej perspektywie należałoby spodziewać się ich wzrostu.

[center]
Wykres 2 – Oczekiwania inflacyjne za Oceanem (US 10-year Breakeven Inflation)
[/center]

alt text

[center]

  • Źródło: Goldman Sachs *
    [/center]

Niniejszy materiał odzwierciedla opinie i wiedzę jego autorów na dzień jego sporządzenia oraz został wydany jedynie w celach informacyjnych i nie jest ofertą ani zachętą do dokonywania transakcji kupna lub sprzedaży papierów wartościowych lub innych instrumentów finansowych. Komentarz nie stanowi rekomendacji inwestycyjnej, analizy inwestycyjnej, analizy finansowej ani innej rekomendacji o charakterze ogólnym dotyczącej transakcji w zakresie instrumentów finansowych, o których mowa w ustawie z dnia 29 lipca 2005 r. o obrocie instrumentami finansowymi.

Sposoby świadczenia usługi doradztwa inwestycyjnego

W naszym zeszłotygodniowym artykule Aspekty regulacyjne profesjonalnego doradztwa inwestycyjnego z dnia 24 stycznia 2019 r. opisaliśmy jak naszym zdaniem powinno wyglądać profesjonalne doradztwo inwestycyjne. Zanim przejdziemy do tematu dzisiejszego artykułu, który sygnalizowaliśmy w miniony czwartek, uzupełniamy informacje, których nie uwzględniliśmy w ostatnim wpisie.

Mianowicie otrzymaliśmy kilka pytań co należy rozumieć przez doradztwo inwestycyjne jako takie. Wyjaśniamy w prostych słowach – przez proces świadczenia usługi doradztwa inwestycyjnego rozumiemy rekomendowanie kupna, sprzedaży instrumentów finansowych (np. akcje, tytuły uczestnictwa funduszy inwestycyjnych otwartych, obligacje, certyfikaty inwestycyjne funduszy inwestycyjnych zamkniętych). Jeżeli więc ktoś poleca zakup np. obligacji korporacyjnej, to można to uznać za świadczenie usługi doradztwa inwestycyjnego. Jeżeli robi to bez wymaganej licencji, to działa niezgodnie z prawem.

Przechodząc do tematu dzisiejszego artykułu można by rzec, że „doradztwo, doradztwu nierówne” nawet jeżeli jest świadczone przez licencjonowany podmiot. Znowelizowane w zeszłym roku przepisy prawa (a konkretnie Ustawy o obrocie instrumentami finansowymi) rozróżniają dwa sposoby świadczenia usługi doradztwa inwestycyjnego – w sposób zależny oraz niezależny. Gdybyśmy mieli ponownie prostym językiem wyjaśnić różnicę pomiędzy oboma sposobami świadczenia usługi doradztwa to wyglądało by to tak – z perspektywy klienta doradztwo zależne jest „darmowe”, natomiast za niezależne klient musi zapłacić podmiotowi, który je świadczy.

Wydawać by się mogło, że wybór, który sposób świadczenia tej usługi z perspektywy klienta jest korzystniejszy, jest prosty. Przy założeniu, że jakość usługi jest podobna, wybieramy tą, która jest darmowa, a nie płatna. Niestety w przypadku usługi doradztwa niekoniecznie tak jest. Słowo darmowe nie przez przypadek zawarliśmy w cudzysłów. Naiwnym byłoby sądzić, że jakakolwiek usługa na rynku kapitałowym jest świadczona za darmo, raczej należałoby się zastanowić, kto za nią płaci podmiotowi, który ją świadczy.

W usłudze zależnego doradztwa inwestycyjnego, podmiot wydający rekomendację dostaje wynagrodzenie od emitenta instrumentu finansowego, który jest rekomendowany. Przykładowo jeżeli kliencie dostałeś „darmową” rekomendację zakupu obligacji korporacyjnej i z niej skorzystałeś (czyli zakupiłeś tą obligację do swojego portfela inwestycyjnego) to emitent tej obligacji wypłacił z tego tytułu instytucji która wydała rekomendację wynagrodzenie. Przekładając to na prosty przykład z życia codziennego, można to porównać do sytuacji, w której korzystasz z usług fryzjera, a za strzyżenie nie płacisz ty, a producent nożyczek.
O ile w przytoczonym przykładzie fryzjera, użycie niewłaściwych nożyczek (ale których producent fryzjerowi zapłacił więcej niż konkurencyjni producenci) rodzi stosunkowo niewielkie ryzyko, to rekomendacja niewłaściwego dla nas instrumentu finansowego, bo jego emitent zapłacił podmiotowi rekomendującemu więcej niż konkurencja, może być dla naszego portfela bardzo przykra w skutkach.

Widzimy tu dosyć poważny konflikt interesów pomiędzy działaniem w najlepszym interesie klienta, a podmiotu świadczącego usługę doradztwa, zwłaszcza mając na uwadze poziom standardów etycznych na rynku kapitałowym. Dlatego usługa świadczona w sposób niezależny, w której płaci klient, a zabronione jest pobieranie opłat od emitentów rekomendowanych instrumentów finansowych przez podmiot wydający rekomendację inwestycyjną, jest naszym zdaniem usługą doradztwa inwestycyjnego z prawdziwego zdarzenia. Nie będzie w końcu niczym odkrywczym stwierdzenie, że na rynku kapitałowym działamy w interesie tego, kto „płaci nasze rachunki”.

To czy się drogi czytelniku z tym stwierdzeniem zgadasz lub nie, pozostawiamy do twojego własnego osądu.

Czy banki centralne „zatopią” globalny rynek akcji?

Po tygodniowym wypoczynku, podczas którego jednak nie rozstawaliśmy się z naszymi czytelnikami, będąc pełnym energii i w bojowym nastroju, dziś postanowiliśmy zawalczyć
z inwestycyjnym populizmem jaki szerzy się ostatnio w mediach, także internetowych. Mianowicie spotkaliśmy się ostatnio z opiniami, że koniec ery ultra-ekspansywnej polityki monetarnej największych banków centralnych sprowadzi katastrofę na globalne rynki akcji.

Mniej ekonomicznie wyedukowanym czytelnikom spieszymy z wyjaśnieniem, że poprzez erę ultra- ekspansywnej polityki monetarnej należy rozumieć okres, w którym główne banki centralne obok polityki niskich stóp procentowych, stosowały dodatkowo tzw. politykę luzowania ilościowego (z ang. quantitative easing), zwaną też potocznie „drukowaniem pieniądza”.

Zwolennicy tej tezy lubią, jako koronnym dowodem, posiłkować się wykresem zamieszczonym poniżej. Ów wykres pokazuje dużą korelację pomiędzy zachowaniem globalnego rynku akcji (MSCI World 12m chg), a ilością „drukowanych” przez banki centralne pieniędzy (Total CB purchases).

Fani naszych artykułów wiedzą, że nie lubimy zanudzać czytelników, więc powstrzymamy się od wyjaśniania, jak w praktyce ten proceder legalnego „drukowania pieniądza” wygląda.

[center]
Wykres – 12-miesięczna stopa zwrotu na globalnym rynku akcji na tle ilości „drukowanego” przez banki centralne pieniądza
[/center]

alt text

[center]

  • Źródło: Citigroup*
    [/center]

Wyjaśniając w jednym zdaniu powyższy wykres – jeżeli mielibyśmy sugerować się blisko 10-letnim związkiem pomiędzy globalnym rynkiem akcji, a polityką quantitative easing, to w momencie jej całkowitego zakończenia, globalny rynek akcji powinien zanotować 40-procentowy spadek.

Idąc krok dalej – w przypadku braku powrotu do polityki „drukowania pieniądza”, rynek akcji powinien spadać 40 procent rok w rok, aż do nieskończoności. Nam pokazuje to jak duża część, wydawałoby się ekspertów rynkowych, upraszcza rzeczywistość – natomiast do ostatecznej oceny czytelników pozostawiamy realność takiego scenariusza (tj. 40-procentowy spadek rynku akcji każdego roku do nieskończoności).

Żeby natomiast rozwiać wszelkie wątpliwości na temat naszego view rynkowego – uważamy, że po ponad 13-procentowym wzroście indeksu S&P500 w ciągu ostatniego miesiąca, należy nieco schłodzić „gorące głowy”, zwłaszcza, że globalna gospodarka szczyt koniunktury ma już za sobą i znajduje się obecnie w fazie spowolnienia.

Jeżeli drogi czytelniku jesteś ciekawy jakie ma to implikacje dla twoich inwestycji, zapraszamy do naszego artykułu z 14 września 2018 roku Inwestowanie, a fazy cyklu koniunkturalnego

Zgadzamy się jednocześnie, że polityka luzowania ilościowego wywierała pozytywny wpływ na zachowanie ryzykownych aktywów, ale była tylko jednym z czynników wspierających, a nie jedynym. Jej koniec sprawia, że relacja zysku do ryzyka dla ryzykownych aktywów uległa pogorszeniu (należy spodziewać się niższych stóp zwrotu i większej zmienności), ale fundamentalnie obecna faza cyklu cały czas powinna sprzyjać zachowaniu ryzykownych aktywów.

Zwracamy też uwagę, że przed 2008 rokiem zachowanie globalnych rynków akcji zdecydowanie odbiegało in plus od wielkości aktywów banków centralnych (wzrost wielkości aktywów banków centralnych po 2008 roku był wynikiem właśnie quantitative easing).

[center]
Wykres 2 – Aktywa wybranych banków centralnych (Central Bank Assets ($tr)) na tle zachowania globalnego rynku akcji (MSCI World Total Return Index)
[/center]

alt text

[center]

  • Źródło: Morgan Stanley Investment Management*
    [/center]

Niniejszy materiał odzwierciedla opinie i wiedzę jego autorów na dzień jego sporządzenia oraz został wydany jedynie w celach informacyjnych i nie jest ofertą ani zachętą do dokonywania transakcji kupna lub sprzedaży papierów wartościowych lub innych instrumentów finansowych. Komentarz nie stanowi rekomendacji inwestycyjnej, analizy inwestycyjnej, analizy finansowej ani innej rekomendacji o charakterze ogólnym dotyczącej transakcji w zakresie instrumentów finansowych, o których mowa w ustawie z dnia 29 lipca 2005 r. o obrocie instrumentami finansowymi.

Aspekty regulacyjne profesjonalnego doradztwa inwestycyjnego

Tak jak wspominaliśmy w naszym poprzednim artykule edukacyjnym, zachęceni kilkoma pytaniami, dziś zmieniamy tematykę. Wyjaśnimy wam co mamy na myśli wspominając często o licencjonowanych podmiotach i profesjonalnym doradztwie inwestycyjnym, przy czym przy słowie „profesjonalny” skupimy się bardziej na aspekcie prawno-regulacyjnym, a nie na inwestycyjnym. Jednocześnie zwracamy uwagę, że z perspektywy klienta-inwestora aspekt inwestycyjny jest dla nas równie ważny co prawno-regulacyjny (o ile nie ważniejszy), ale będąc wyposażonymi w mocny ”kręgosłup moralny”, nie wyobrażamy sobie sytuacji, w której doradzamy klientowi w zakresie inwestycji na rynku kapitałowym (rekomendujemy określone produkty inwestycyjne spełniające definicję instrumentu finansowego według Ustawy o obrocie instrumentami finansowymi – dalej „Ustawa”), robiąc to niezgodnie z obowiązującymi przepisami prawa.

Przechodząc do meritum. Otóż drogi czytelniku, jeżeli tego nie wiesz, to usługa doradztwa inwestycyjnego w prawdziwym tego słowa znaczeniu, a więc obejmująca szeroki wachlarz instrumentów finansowych jest usługą, na której świadczenie trzeba posiadać zezwolenie od Komisji Nadzoru Finansowego (dalej „KNF”). Regulują to zapisy Ustawy (nie jest naszą intencją zanudzanie czytelnika, więc nie będziemy przytaczać konkretnych zapisów czy artykułów rzeczonej Ustawy, które to regulują). Zezwolenie takie może uzyskać przede wszystkim dom maklerski lub bank prowadzący działalność maklerską, działające w formie spółki handlowej.

Błędne jest więc przekonanie niektórych inwestorów, z którymi się stykamy, że licencjonowany doradca inwestycyjny lub makler papierów wartościowych posiadający uprawnienia do wykonywania czynności doradztwa inwestycyjnego może taką usługę świadczyć jako osoba fizyczna lub jako pracownik spółki, która nie posiada zezwolenia na doradztwo inwestycyjne od KNF. Aby usługa ta była świadczona zgodnie z regulacjami, odpowiednie zezwolenie musi posiadać podmiot, który ją świadczy oraz osoba zaangażowana w proces wydawania rekomendacji. Część z naszych czytelników zapewne pomyśli sobie: „Nie wiem czy mój doradca finansowy (to nie to samo co doradca inwestycyjny), który mi doradza, ma wymaganą licencję i czy spółka, którą reprezentuje ma wymagane przepisami prawa zezwolenie na tego typu działalność, ale zarabiam, jestem zadowolony i tylko to się dla mnie liczy”.

My w tym miejscu zadamy pytanie – skoro tak, to czemu zdecydowana większość społeczeństwa korzysta z usług lekarza? Przecież można iść np. do znachora –pomoże, a pewnie koszt będzie niższy. W przypadku inwestowania dominuje niestety pogląd, że „inwestować każdy może” (my dodalibyśmy jednak, że „jeden lepiej drugi gorzej”). W rzeczywistości jest jednak dokładnie tak samo jak z przywołanym przykładem lekarza. Dzięki temu, że musiał on zdobyć odpowiednie wykształcenie i doświadczenie, daje to pewną rękojmię tego (nie gwarancję), że świadczone usługi medyczne wykona właściwie i ktoś jego pracę nadzoruje (w tym przypadku Naczelna Izba Lekarska). Z inwestowaniem jest podobnie – nie ma gwarancji, że korzystając z usług licencjonowanego podmiotu zarobimy (ba, jak pokazuje historia możemy nawet sporo stracić i zostać oszukanym), ale prawdopodobieństwo tego, że się tak stanie jest po prostu niższe. Dlatego zanim powierzymy komuś nasze środki, dokładnie przemyślmy powyższe.

Zdając sobie sprawę z tego, że dzisiejszy temat jest nieco specyficzny, na tym zakończymy nasz artykuł. W przyszłym tygodniu przybliżymy wam pojęcia zależnego i niezależnego doradztwa inwestycyjnego i wyjaśnimy dlaczego naszym zdaniem tylko doradztwo w formule niezależnej jest dla nas usługą doradztwa w prawdziwym tego słowa znaczeniu.

Czy to już koniec cyklu zacieśniania monetarnego przez amerykańską Rezerwę Federalną?

W ostatnim kwartale zeszłego roku, poza silnymi spadkami wartości indeksów na giełdzie amerykańskiej, można było zaobserwować inne ciekawe zjawisko. Inwestorzy w obliczu gwałtownego pogorszenia się sentymentu rynkowego zaczęli szybko rewidować w dół swoje oczekiwania odnośnie dalszego zacieśniania polityki monetarnej przez amerykańską Rezerwę Federalną, która realizuje cele Federalnego Komitetu ds. Otwartego Rynku – z ang. FOMC – Federal Open Market Committee, organu decydującego o polityce monetarnej w USA. O ile jeszcze na początku czwartego kwartału minionego roku inwestorzy prognozowali na 2019 rok dwie podwyżki stóp procentowych o 0,25 pkt % każda, to z początkiem tego roku pojawiły się oczekiwania co do obniżek stóp procentowych przez FOMC (wykres poniżej).

[center]
Wykres – Oczekiwania rynkowe dotyczące podwyżek lub obniżek stóp procentowych w USA
[/center]

alt text

[center]
Źródło: Citigroup
[/center]

Czy w takim razie należałoby się spodziewać, że gospodarka amerykańska w tym roku zacznie gwałtownie spowalniać i konieczne będzie jej stymulowanie poprzez ekspansywne narzędzia polityki monetarnej za jakie uważa się obniżki stóp procentowych? Naszym zdaniem niekoniecznie, a zachowanie inwestorów tylko potwierdza tezę o tym, że w krótkim terminie to sentyment rynkowy kształtuje zachowania inwestorów, a nie fundamenty. Jeżeli wierzyć prognozom ekonomistów to gospodarka amerykańska będzie się rozwijała w tym roku w tempie 2,6%, względem oczekiwanego za 2018 rok tempa wzrostu PKB na poziomie 2,9%. Trudno więc nazwać tegoroczną spodziewaną dynamikę (+2,6%) gwałtownym spowolnieniem.

Jak zauważyli analitycy banku Citigroup zazwyczaj w momentach, w których inwestorzy wykluczali możliwość dalszych podwyżek stóp procentowych i spodziewali się łagodzenia polityki monetarnej w horyzoncie jednorocznym, dochodziło do dalszych podwyżek. Wyjątkiem był luty 2016 roku, kiedy to analogicznie do okresu obecnego mieliśmy do czynienia z gwałtownym spadkiem cen ropy naftowej i spowolnieniem tempa wzrostu w przemyśle, co zaczęło rodzić obawy czy amerykańska gospodarka „wytrzyma” dalsze podwyżki stóp procentowych.

Uważamy jednak, że analogicznie do tamtego okresu, w 2019 roku może dojść do dłuższej niż w obecnym cyklu zacieśniania (jedna podwyżka stóp na kwartał) przerwy między kolejnymi podwyżkami, a nie do zakończenia cyklu. Potwierdził to sam FOMC, którego projekcje wskazują na to, że w 2019 roku może dojść jedynie do dwóch podwyżek stóp procentowych (średnio wychodzi więc jedna podwyżka na pół roku). Reakcja rynkowa w ostatnim kwartale zeszłego roku, jak to zazwyczaj bywa w krótkim okresach szybkiego i gwałtownego pogorszenia sentymentu, była zatem przesadzona.


Niniejszy materiał odzwierciedla opinie i wiedzę jego autorów na dzień jego sporządzenia oraz został wydany jedynie w celach informacyjnych i nie jest ofertą ani zachętą do dokonywania transakcji kupna lub sprzedaży papierów wartościowych lub innych instrumentów finansowych. Komentarz nie stanowi rekomendacji inwestycyjnej, analizy inwestycyjnej, analizy finansowej ani innej rekomendacji o charakterze ogólnym dotyczącej transakcji w zakresie instrumentów finansowych, o których mowa w ustawie z dnia 29 lipca 2005 r. o obrocie instrumentami finansowymi.

Jak i kiedy inwestować w towary, ze szczególnym naciskiem na kakao [cz.2]

W poprzedni czwartek (artykuł z 10 stycznia Jak i kiedy inwestować w towary, ze szczególnym naciskiem na kakao [cz.1]) przybliżyliśmy wam najbardziej efektywny sposób inwestycji w towary za jaki uważamy kontrakty terminowe futures oraz zwięźle scharakteryzowaliśmy ten rodzaj instrumentu finansowego. Dzisiaj, przechodząc „od ogółu do szczegółu”, przedstawimy determinanty zachowania cen surowców oraz posługując się przykładem, a jakże, kakao, pokażemy dlaczego był to towar, w który w końcówce 2017 roku warto było zainwestować jeżeli było się inwestorem akceptującym wysoki poziom ryzyka inwestycyjnego. Przypominamy po raz kolejny, że towary to bardzo ryzykowna klasa aktywów, więc nie jest to inwestycja dla każdego.

Jedna z podstawowych zasad w ekonomii (tzw. prawo popytu i podaży) mówi, że głównymi determinantami ceny danego dobra jest relacja podaży i popytu na nie. Upraszczając, cena zależy od tego ile mamy chętnych do kupna oraz do sprzedaży – im więcej kupujących (wyższy popyt) lub mniej sprzedających (niższa podaż) tym wyższa cena i vice versa. W przypadku towarów do tej reguły należałoby do zwrotu „relacja popytu i podaży” dodać słowo „krótkoterminowa”, a więc głównym czynnikiem wpływającym na cenę towarów jest krótkoterminowa podaż i popyt. „Łatwo powiedzieć, trudniej rzeczywiście zarobić” powie zapewne większość z naszych czytelników. Trudno się z tym stwierdzeniem nie zgodzić, bo skuteczne określenie i przeanalizowanie czynników, które wpływają na wielkość popytu czy podaży towarów nie jest rzeczą prostą. Dosyć powiedzieć, że w przypadku towaru, który jest bohaterem naszego mini-cyklu, wielkość podaży determinuje m.in. pogoda czy czynniki polityczne (największym producentem i eksporterem kakao na świecie jest Wybrzeże Kości Słoniowej). Niżej podpisani nie próbują przy podejmowaniu decyzji inwestycyjnych wcielać się w rolę pogodynki czy, o czym już kilkukrotnie pisaliśmy, przewidywać skutki wydarzeń politycznych, zwłaszcza w kraju dla nas tak egzotycznym jak Wybrzeże Kości Słoniowej. Prostym sposobem na określenie jak kształtuje się podaż do popytu dla każdego towaru rolnego jest wskaźnik zapasów do zapotrzebowania (z ang. stocks-to-use ratio). Wskaźnik ów, jak sama nazwa wskazuje, obrazuje nam jak kształtuje się relacja zapasów danego towaru do jego rocznej konsumpcji. Jest on publikowany kwartalnie, w przypadku towarów rolnych przez Amerykański Departament Rolnictwa (z ang. US Department of Agriculture – USDA). Jeżeli wartość tego wskaźnika jest wysoka wiąże się to zazwyczaj z niską ceną danego towaru, z kolei jeżeli zaczyna spadać, to cena towaru zazwyczaj rośnie. W przypadku kakao prognoza dla tego wskaźnika (dokładna nazwa to stocks-to-grinding ratio, czyli tłumacząc dosłownie relacja zapasów do ilości mielonego ziarna kakao) znajdowała się na umiarkowanie korzystnym poziomie względem okresu wcześniejszego.

[center]
Wykres 1 – Zmiana wskaźnika stocks-to-grinding (2017/2018 do 2016/2017) i potencjalne implikacje na zmian ceny kakao
[/center]

alt text

[center]
Źródło: Citigroup
[/center]

Wadą tego wskaźnika jest to, że jest on publikowany tylko raz na kwartał. My podejmując decyzje inwestycyjne w krótkim terminie dodatkowo kierujemy się wskaźnikami sentymentu rynkowego o czym pisaliśmy w artykule z 18 października 2018 r. Sentyment prawdę Ci powie, czyli jak inwestować w krótkim terminie . Dla towarów wiarygodnym wskaźnikiem sentymentu jest publikowana raz w tygodniu wartość obrazująca w jaki sposób inwestorzy profesjonalni widzą perspektywy dla danego towaru (z ang. Futures Managed Money Net Open Interest). Dają temu wyraz kupując lub sprzedając kontrakty terminowe futures na dany towar. Jeżeli jest więcej sprzedających wskaźnik przyjmuje wartość ujemną, a w przypadku przewagi kupujących wartość dodatnią. Historycznie cena danego towaru była silnie związana z tym odczytem, a dobrym momentem na inwestycje było osiąganie przez wskaźnik wartości skrajnych (kupno kontraktu futures w przypadku wartości skrajnie niskich lub sprzedaż kontraktu futures w przypadku wartości skrajnie wysokich). Jak pokazuje poniższy wykres w ostatnim kwartale 2017 roku, wartość tego wskaźnika dla kakao była skrajnie niska odzwierciedlając bardzo negatywny sentyment inwestorów. Był to bardzo dobry okres na inwestycje – prawdopodobieństwo zarobku było dużo wyższe niż ryzyko poniesienia straty.

[center]
Wykres 2 – Cena kontraktu terminowego futures na kakao (Cocoa Futures Price) na tle Cocoa Futures Managed Money Net Open Interest
[/center]

alt text

[center]
Źródło: ycharts.com, money.net
[/center]

W tym miejscu zakończymy nasz dzisiejszy edukacyjny artykuł. Liczymy, że przekazana wiedza pomoże naszym czytelnikom w podejmowaniu właściwych decyzji inwestycyjnych dotyczących towarów. W związku z tym, że dostaliśmy od was kilka pytań z prośbą o wyjaśnienie co mamy na myśli pisząc często o licencjonowanych podmiotach i profesjonalnym doradztwie inwestycyjnym, za tydzień przybliżymy wam ten temat i wyjaśnimy dlaczego jest on bardzo istotny, szczególnie dla mniej wyedukowanych inwestorów.

Skoro nie „Rajd Świętego Mikołaja” to może chociaż „Efekt Stycznia”?

Inwestorzy, łącznie z niżej podpisanymi, którzy czekali w grudniu na tzw. „Rajd Świętego Mikołaja” (z ang. Santa Claus Rally), mogli czuć się bardzo zawiedzeni. Zamiast rajdu był solidny zjazd. Indeks S&P500 zanotował najgorszą grudniową stopę zwrotu od 1931 roku sprawiając, że „mały Jasio którego tata jest zapalonym graczem giełdowym, nie mógł w zakończonym już roku liczyć na nowy rower w prezencie pod choinkę”. Mniej wtajemniczonym wyjaśniamy, że Santa Claus Rally w żargonie inwestycyjnym oznacza zjawisko wzrostu kursów akcji na giełdzie w ostatnim miesiącu roku.

Mamy dwa tygodnie nowego roku i wliczając ostatnich kilka grudniowych sesji na giełdzie amerykańskiej, odnotowujemy na przełomie roku małą hossę – indeks S&P500 w ciągu 12 dni sesyjnych wzrósł o 10,4%. W związku z cały czas nieśmiałym powrotem pozytywnego sentymentu do ryzykownych aktywów, bo rosły nie tylko ceny akcji (na tle zachowania naszego zeszłorocznego kitu inwestycyjnego – ropy naftowej WTI, której kurs wzrósł w okresie 26 grudnia 18 – 11 stycznia 19 o 21,3%, odbicie na giełdzie amerykańskiej wygląda „skromnie”), dziś zdecydowaliśmy się wziąć pod lupę zjawisko tzw. „Efektu Stycznia” (z ang. January Effect). Jest to zjawisko analogiczne do „Rajdu Świętego Mikołaja” z tą różnicą, że zamiast w grudniu ma miejsce miesiąc później. Chcielibyśmy jednocześnie zaznaczyć, żeby nasze dzisiejsze wnioski na temat tego zjawiska traktować z lekkim przymrużeniem oka, bo takie sezonowe anomalie zazwyczaj nie stanowią dla inwestorów wiarygodnych wskazówek inwestycyjnych. Niemniej jednak w literaturze branżowej można odnaleźć wiele publikacji na temat tego zjawiska, co w połączeniu z silną końcówką zeszłego i początkiem bieżącego roku, skłoniło nas do przedstawienia ewentualnych implikacji. Pewnej wiarygodności w naszych oczach nabierają one jednak dopiero w zestawieniu z miarami, które my obserwujemy w poszukiwaniu odpowiedzi na temat kierunku zachowania się różnych klas aktywów w krótkim terminie (jeżeli czytelniku nie śledzisz naszych artykułów od początku, to w celu znalezienia odpowiedzi na pytanie jakie to miary mamy na myśli, odsyłamy do artykułu z 18 października 2018 r. Sentyment prawdę Ci powie, czyli jak inwestować w krótkim terminie.

Zgodnie z obliczeniami jakich udostępnili analitycy jednego z amerykańskich banków inwestycyjnych dla indeksu S&P500, pięć pierwszych dni sesyjnych w styczniu jest często postrzeganych jako barometr stopy zwrotu w całym pierwszym miesiącu roku. Styczeń to z kolei barometr całorocznej stopy zwrotu. Krótko mówiąc – jeżeli pierwszych pięć dni w roku cechuje się dodatnią stopą zwrotu, to często cały styczeń indeks S&P500 kończy na plusie. Z kolei jeżeli styczniowa stopa zwrotu z tego indeksu jest dodatnia, to zazwyczaj historycznie oznaczało to pozytywną stopę zwrotu z perspektywy całego roku (szczegółowe obliczenia prezentuje poniższa tabela).

[center]
Tabela – Zachowanie indeksu S&P500 (dane od 1929 roku)
[/center]

[center]
Źródło: Citigroup
[/center]

Żeby nie zostawiać naszych czytelników z wrażeniem „szklanki pełnej do połowy”, do samodzielnej interpretacji, na zakończenie zamieszczamy jeszcze wykres z wskaźnika sentymentu rynkowego publikowany przez jeden z amerykańskich banków inwestycyjnych.

[center]
Wykres – Wskaźnik byki i niedźwiedzie (Bull & Bear ratio)
[/center]

[center]
Źródło: Bank of America Merrill Lynch
[/center]


Niniejszy materiał odzwierciedla opinie i wiedzę jego autorów na dzień jego sporządzenia oraz został wydany jedynie w celach informacyjnych i nie jest ofertą ani zachętą do dokonywania transakcji kupna lub sprzedaży papierów wartościowych lub innych instrumentów finansowych. Komentarz nie stanowi rekomendacji inwestycyjnej, analizy inwestycyjnej, analizy finansowej ani innej rekomendacji o charakterze ogólnym dotyczącej transakcji w zakresie instrumentów finansowych, o których mowa w ustawie z dnia 29 lipca 2005 r. o obrocie instrumentami finansowymi.